Akompaniator – sukces w Salzburgu

Akompaniator – sukces w Salzburgu. Rozmowa Ani Małachowskiej z Anną Burzyńską po ogromnym sukcesie jej “Akompaniatora” w Salzburgu.

Toruński “Akompaniator” Ani Burzyńskiej był wielkim sukcesem, a teraz “Akompaniator” Salzburski okazał się niemniej udanym przedstawieniem.

Akompaniator - sukces w Salzburgu

Wielki sukces Anny Burzyńskiej, krakowskiej dramatopisarki, w Salzburgu!

Po wielkim sukcesie spektaklu „Akompaniator” w Toruniu  w wykonaniu Edyty Olszówki i Piotra Polka, o którym pisałam Państwu w ubiegłym roku, przedstawienie wystawione zostało w Salzburgu. Autorka scenariusza, Anna Burzyńska (profesor teorii literatury, dramatopisarka i prozaiczka), o toruńskiej inscenizacji „Akompaniatora” mówiła, że to najbardziej bliskie jej wizji przedstawienie. Sztuka przedstawia historię operowej divy i zakochanego w niej pianisty, ale wraz z rozwojem akcji zwykła, spokojna opowieść o śpiewaczce i jej akompaniatorze przeradza się w psychothriller, kiedy to tytułowy bohater – po latach wspólnej pracy ze skupioną na sobie artystką  – postanawia wyznać jej miłość. Moment ten staje się przełomem w ich zwykłej relacji – „stosunku zawodowego” i zarazem początkiem studium obłędu, do którego prowadzi życie w wykreowanym przez mężczyznę świecie własnej imaginacji i szalonych marzeń.

Anna Małachowska: Aniu, byłaś obecna na premierze swojej sztuki w Salzburgu…

Anna Burzyńska: I jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa! Salzburg był zawsze dla mnie miejscem magicznym i mitycznym, a tamtejsza inscenizacja przerosła moje najśmielsze wyobrażenia. Co więcej – sztuka została wręcz entuzjastycznie przyjęta przez publiczność i ukazała się już pierwsza bardzo dobra recenzja.Premiera „Akompaniatora” (niemiecki tytuł „Der Begleiter”)  odbyła się w Kleines Theater w Salzburgu 19 września. Dobrym duchem i menedżerem tego przedsięwzięcia był Jurek Milewski, polski aktor i reżyser, mieszkający i tworzący w Salzburgu od trzydziestu lat. Jestem mu ogromnie wdzięczna, że zainteresował się moją sztuką, przetłumaczył ją na niemiecki, doprowadził do realizacji i zagrał jedną z ról. Przy okazji muszę powiedzieć, że Milewski i jego żona Beata (też aktorka i tancerka, prowadząca własne studio baletowe) to wspaniali ambasadorzy polskich sztuk na gruncie austriackim. Zrealizowali m.in. „Antygonę w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego, „Farrago” Lidii Amejko i wiele innych. Jestem dumna, że mój skromny, dwuosobowy „Akompaniator” znalazł się w takim doborowym towarzystwie!

Anna Małachowska: Opowiedz proszę o tej inscenizacji.

Anna Burzyńska: Muszę przyznać, że „Akompaniator” toruński, do którego istotnie mam wiele sentymentu, zyskał potężnego konkurenta, choć oczywiście nie zmieniło to ani na jotę mojego wielkiego podziwu dla reżysera tamtego spektaklu Adama Sajnuka i odtwórców głównych ról – Edyty Olszówki i Piotra Polka.  Salzburskie przedstawienie jest nieco inne, powiedziałabym najkrócej: mniej mroczne. Znakomita austriacka reżyserka i aktorka Susanna Szameit również bardzo konsekwentnie zrealizowała tę sztukę na amplitudzie emocji i naprzemienności grozy i komizmu, co sprawiło, że widzowie raz po raz wybuchają śmiechem, a już po chwili zastygają w niepokoju, a nawet w przerażeniu. Uświadomiło mi to, że ta sztuka jest bardzo plastyczna – można ją wystawiać w konwencji farsy (takie realizacje też były), psychothrillera, czarnej komedii i tragikomedii. Spektakl w Kleines Theater jest chyba najbliższy tragikomedii – w podobny sposób (choć oczywiście inaczej) wyreżyserował go jakiś czas temu Józef Opalski w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, ze świetnymi rolami Moniki Niemczyk i nieodżałowanego Marcina Kuźmińskiego. Szameit z wielkim znawstwem psychologii i – co było dla mnie dobrze widoczne – z mrówczą pracą nad tekstem –wydobyła z niego wszystkie niuanse i mimo przerwy (pierwszy raz wystawiono tę sztukę z przerwą, ale taki był wymóg teatru), zdołała utrzymać napięcie publiczności do samego końca. Rewelacyjną, w mojej ocenie, scenografię przygotował Alois Ellmauer – niesłychanie umowną, ale jednocześnie bardzo widowiskową, składającą się tylko z cienkich białych rurek, zdających się świecić na tle ciemnego tła. LiliBrit Pfeiffer zaprojektowała kostiumy, które znakomicie podkreśliły charaktery postaci.

Anna Małachowska: Czym najbardziej ujęła Cię austriacka realizacja?

Anna Burzyńska: Oczywiście, grą aktorów! To typowo aktorska sztuka, bardzo trudna dla wykonawców, bo są oni cały czas na scenie, z minuty na minutę emocje i napięcia między nimi rosną, i jeśli nie utrzymaliby tej dynamiki, to nie byłoby co zbierać… Jurek Milewski, który zagrał tytułowego akompaniatora i partnerująca mu w roli divy operowej wybitna austriacka aktorka Judith Brandstätter sprostali temu zadaniu w sposób rzucający na kolana.  Pianista w wykonaniu Milewskiego transformuje od totalnego fajtłapy, za którego nie dałoby się grosza do demonicznego psychopaty, na widok którego ciarki chodzą po plecach. Wydobywa też z tej kreatury bardzo ludzkie cechy: dojmującą samotność, odklejenie od świata, poczucie klęski, bezgraniczne, choć opacznie pojmowane oddanie ukochanej kobiecie. Jego gra sprawia, że równie mocno go nienawidzimy, co mu współczujemy, a jego vis comica jest przy tym najwyższej próby, co przynosi niezwykły kontrast w zderzeniu z mrocznymi występkami. Judith Brandstätter prowadzi swoją postać równie wspaniale, a chemia między obojgiem aktorów i ich niebywałe partnerstwo na scenie to osobny duży temat! Judith rozpoczyna od pewnej siebie artystki, a jej rozśpiewywanie się przed próbą, to osobna perełka aktorska!  Wie czego chce, zawsze pociągała za sznurki i bezwzględnie dominowała nad mężczyznami. W trakcie próby ze swoim wieloletnim akompaniatorem, gdy dowiaduje się, że tak naprawdę, to ona była marionetką w jego rękach, przeradza się w udręczoną, a nawet przegraną kobietę – na jej twarzy wypisuje się cała gama podskórnych doznań, a przede wszystkim świadomość pozorności sukcesów artystycznych, którymi jeszcze przed chwilą tak się szczyciła, a którym towarzyszyło kompletnie nieudane życie osobiste. Z rajskiego ptaka zmienia się w zmokłą kurkę. Potrafi jednak jeszcze raz zerwać się do lotu i zdominować swojego oprawcę. Obserwowanie ile istotnych szczegółów wydobywa ta artystka z napisanej przeze mnie postaci, jak zmienia się jej mimika, gesty, ciało – od niebywale seksownej gwiazdy, prawdziwej femme fatale do poszarzałej, udręczonej kobiety –było dla mnie prawdziwą ucztą duchową! To naprawdę cudowne doświadczenie dla autora, kiedy jego „papierowe” figurki przyoblekają się w ciała, zostają przepuszczone przez wielką wrażliwość aktorów i w taki sposób ożywają na scenie.Kiedy wierzymy im od początku do końca! Wspaniałe też było to, że sztuka, grana w zupełnie nieznanym mi języku, tak mocno podziałała na moje emocje… Jestem niezwykle wdzięczna artystom z Salzburga za to doświadczenie.

Anna Małachowska: Czy wystawienie „Akompaniatora” w Salzburgu rozpoczyna międzynarodową karierę spektaklu?

Anna Burzyńska: Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tego nie pragnę… Sztuka była już z sukcesami wystawiana za granicą (warto wspomnieć wspaniałe przedstawienie słowackie w reżyserii Andrzeja Rozhina), ale nie było jej dotąd w krajach niemieckojęzycznych. Oczywiście trudno przewidzieć, jak to się dalej potoczy. Jest duże prawdopodobieństwo, że świetny przekład Jurka Milewskiego (reakcje publiczności mówiły same za siebie…) zostanie wydany drukiem, co na pewno umożliwi dostępność tekstu na tym rynku.

Anna Małachowska: Czyli wizyta udana?

Anna Burzyńska: O, tak! Oprócz wielkiej satysfakcji z premiery, poznałam w Salzburgu cudownych, niezwykle otwartych ludzi, naprawdę żyjących sceną, pełnych pasji i oddania swojej profesji. To przecież w dzisiejszych, niełatwych czasach wcale nie tak częste, a dla mnie o wiele cenniejsze od sukcesów artystycznych, które są ulotne… Jestem pod wielkim wrażeniem tej wizyty, bardzo chciałabym kiedyś tam wrócić i choćby jeszcze raz zobaczyć „Akompaniatora” w tej wersji. Marzy mi się też jakaś inna moja sztuka zrealizowana przez tych samych twórców, a zwłaszcza zagrana przez tę genialną parę aktorów. Zobaczymy, co czas przyniesie, ale po cichu trzymam kciuki…

Anna Małachowska: Ja także!

Przez Anna Małachowska -Wrzesień 26, 2019

https://kempinsky.pl/nascenie.info/wielki-sukces-anny-burzynskiej-krakowskiej-dramatopisarki-salzburgu/?fbclid=IwAR1gj8cwgarOrwHO88NkgC9GKuuCuL30deYfy56CDsaZnPksnmDjE49g9vQ


#teatr