BYĆ JAK HANS KLOSS
Kiedy miałem 8 lat, mój świat był ogromny.
Fizycznie rzecz biorąc było wręcz przeciwnie, bo roztaczał się w obrębie kilku przecznic wokół ulicy Kosmonautów, ale mieściło się tam wszystko, co mi było potrzebne do życia.
Pomijam tu szkołę, przedszkola, bibliotekę, dom kultury, świetlicę i sklepy, które w owych złych czasach PRL musiały znajdować się na każdym osiedlu, a dla mnie były czymś równie oczywistym, jak dla współczesnego młodzieńca, komputer.
Pomijam też obowiązkowy śmietnik (który regularnie ktoś z naszej paczki podpalał, żeby potem wezwać strażaków i stać się przez chwilę bohaterem.) tory kolarskie, czyli piaskownica, która służyła jedynie grze w kapsle, wszystkie podwórka i komórki (nie mylić z telefonami), które znałem jak własną kieszeń.
Pomijam trzepak piszczące, zniszczone huśtawki, które były przyrządami do badań wytrzymałości kosmonautów.
Nie chodzi mi nawet o wykopy, które na trwałe wpisały się w pejzaż naszej ulicy, ponieważ wymiana rur ciepłowniczych trwała o ile dobrze pamiętam ponad 3 lata, a dla nas służył teren robót do wszystkiego związanego z okopami z drugiej wojny światowej (Hans Kloss / Czterej Pancerni i Pies), lub Tatrami (w telewizji emitowano wtedy również Janosika.)
Podejrzewam, że mam na myśli tę ogromną krainę fantazji, którą każdy z nas nosił wtedy w sobie. Pozbawieni komputerów, I-phonów, X-boxów itd. Etc byliśmy zdani wyłącznie na dwa kanały telewizji, książki i własną bazująca na tym wyobraźnię.
Każdy z nas był codziennie Hansem Klossem, Jankiem, Marusią, czy Janosikiem.
Nie wiem, czy byliśmy lepsi od współczesnych dzieci, ale patrząc na puste podwórko na moim osiedlu, pusty plac zabaw i pusty trzepak, zdaję sobie sprawę, że na pewno byliśmy inni…
#HansKloss #Janosik #komputer
0 Comments
Trackbacks/Pingbacks