“Diwa” świeża, jak truskawka
“Diwa – rola, jak świeża truskawka” to recenzja, która wyszła spod pióra Leonarda Napiórkowskiego, człowieka teatru pełną gębą, któremu chciało się przyjechać na naszą premierę z Warszawy.
Cieszę się bardzo, że Leonard tak znakomicie odczytał nasze intencje i rozwój obu ról na scenie, a w szczególności przebieg sceniczny postaci Edyty i ma on absolutną rację, że aktorstwo to coś znacznie więcej, niż wydukanie z siebie tekstu na scenie i to “więcej” obie artystki zafundowały nam spektaklu Diwa w całej rozciągłości znaczenia tego słowa.
“Diwa – rola, jak świeża truskawka”
Z mojej wsi, zatopionej w głębokiej zieleni Północnego Mazowsza pognałem w ostatnią majową sobotę do Katowic, żeby stać się świadkiem niezwykłych narodzin.
Narodzin Teatru Żelaznego, który miał będzie pewnie stały darmowy przejazd koleją bo zdarzenie miało miejsce na stacji Katowice – Piotrowice za sprawą, czy raczej sprawką Grzegorza Kempinky’ego reżysera „Diwy”.
Polska prapremiera sztuki chorwackiej dramatopisarki Marijane Nola dała początek życia teatrowi, któremu wróżę bardzo wygłodniałą widownię, sądząc po jej reakcji na premierze.
Znakomicie poprowadzonych przez Kempinsky’ego ról podjęły się aktorki: Małgorzata Bogdańska i Edyta Herbuś.
Pierwsza z nich, niekwestionowana diwa aktorska połknęła rolę jak świeżą truskawkę: metodycznie, rutynowo, skutecznie, bez cienia wątpliwości, kto jest tuzem tego zawodu.
Trudno mówić tu o zaskoczeniu, bo dla Małgorzaty Bogdańskiej taki materiał, to tylko okazja do potwierdzenia jej kunsztu.
Niezwykle sympatycznym zaskoczeniem natomiast była Edyta Herbuś, którą po raz pierwszy można było zobaczyć na deskach teatru.
Niełatwa przecież materia sztuki skrojona ze skrajnych nastrojów w zderzeniu z życiowymi i scenicznymi rolami aktorek, która miała dać efekt synergii w postaci dramaturgii scen – została bardzo dobrze zagrana przez tę początkującą na scenie aktorkę.
Wydawało mi się w pierwszych scenach przedstawienia , że brakuje jej energii i dynamizmu w tej roli, choć jest młoda również wiekiem.
Ale Grzegorz Kempinsky wiedział, co robi – było to w pełni uzasadnione rozwojem akcji i relacji obu postaci: matki – aktorki obsypywanej nagrodami i córki – aktorki, która dopiero stanęła na początku swojej drogi zawodowej.
Skomplikowane relacje matki i córki zdominowane przez zawodową pasję obu pań – wymieszały rzeczywistość ze sceną.
Dla mnie niezwykle ważną sprawą poruszoną właśnie w początkowych scenach sztuki – był głos młodej scenarzystki w sprawie aktorstwa. Przekaz był tak jasny i oczywisty, że zdawałoby się banalny – jednocześnie bardzo dojrzały i cokolwiek konserwatywny jak na młodą dramatopisarkę. Mocnym głosem Małgorzaty Bogdańskiej zabrzmiał on ze sceny jak memento dla młodych aktorów: nie wystarczy wyjść na scenę i poprawnie powiedzieć swoją kwestię, aktorstwo to znacznie więcej !
I teatr to też coś więcej niż aktor, kurtyna i krzesło na widowni.
Brawo Grzegorzu ! To co udało się w Żelaznym jest Twoim sukcesem: upragniona magia teatru osiągnięta została prostymi środkami, bez szumu kurtyny i usypiających foteli a jednocześnie bez postmodernistycznego zadęcia.
Dziękuję Ci za zaproszenie i proszę o dołączenie fotki do tego szczerego, wieśniaczego zachwytu.
Leonard Napiórkowski
https://www.facebook.com/lnapiorkowski1?fref=ts
#Diwa #EdytaHerbus
0 Comments
Trackbacks/Pingbacks