Ewy Konstancji Bułhak, dźwięki słów
Ewy Konstancji Bułhak, dźwięki słów to coś tak rzadkiego, jak recenzja recitalu muzycznego, napisana przez moją stałą felietonistkę, Annę Rzepa – Wertmann.
piątek, 24 czerwca 2016
Wolność jazzu, siła dynamiki, skala mezzosopranu. Słowa, które ofiarowują refleksję, piękno, szczery śmiech. Które są potrzebne.
3 Prezentacje Form Muzyczno-Teatralnych „DŹWIĘKI Słów” 23-26 czerwca 2016
Dzień Pierwszy (aktorek śpiewających): „Niestety, to nie ty” recital Ewy Konstancji Bułhak oczami, uszami, wrażeniami i emocjami prze-szczęśliwej lubelskiej krytyczki.
23 czerwca 2016 r. zapamiętam jako najbardziej niecodzienny, żywiołowy i szalony wieczór kiedykolwiek spędzony na teatralnej widowni – och tak, bezsprzecznie, całkowicie i z całą pewnością! Bezsprzecznym bohaterem wieczoru był Dawid Lubowicz. Upał, duchota, immobiliser na nodze, ból przy przemieszczaniu się nie były dla niego żadną przeszkodą. Tak cudownych, szalonych, iście cygańskich pasaży jazzowych dawno nie słyszałam; niechże mi waćpan Dawid odpowie: a Stephane Grappelli i Zbigniew Seifert dłoni na Waści nie trzymali bądź smykiem nie kierowali…? Bowiem nad sceną Centrum Kultury to jakieś takie duchy się unosić musiały, nie ma przebacz…! Drugi z braci Lubowiczów – Jakub- ani trochę nie ustępował pola, o nie! Klawiatura fortepianu pod jego palcami szalała i pędziła do rytmu skrzypcowych arpeggio i szalonych kaskad kontrabasu Marcina Murawskiego, by chwilę potem szlochać i tęsknić cichutko jak smutna Giuletta w oknie, nudzić się jak samotna pasażerka pociągu w jedną stronę, cierpieć jak wieczna druhna ( która „dosyć ma już tych wszystkich w szafie szmat – bo każda z nich to ślub, który ktoś inny brał…”) Do tego wszystkiego jeszcze ten jazzowo- swingowo- rockabilly zakręcony rytm perkusji Fryderyka Młynarskiego; ależ tam się fluidy jazzowe unosiły, imaginujcie sobie Ludzieńkowie Kochani!
Niech mi nikt nie mówi,że nie ma kobiety, która nie ma rzeczy, samych z siebie natychmiastowo przywołujących historie z nimi związane, czasem bardzo bolesnych. Nie umiemy ich wyrzucić, boimy się tego, bowiem to jest część naszego wnętrza – zasię „uciec od siebie jest nie sposób…”.
Niezwykłość tych songów polega na tym, iż Ewa Bułhak ich nie śpiewa; ona je opowiada, maluje słowami, tworzy ekspresją i emocjami. Pozostając sobą, staje się każdą z nas: tych tam w ciemności, siedzących na widowni, podróżujących z nią na magiczną wyspę Luzon, smakujących słodkiej kubańskiej pomarańczy, czekającej wciąż na Romea ( bynajmniej nie tego z rodu Godotów…!). Za ten dar mimikry duchowej plus za głos, który mnie rozsmarowuje po widowni jak pesto na gorącej grzance Ewę Konstancję uwielbiać należy…!