GASTRONAUTA GRZEGORZ K.

Gdy byłem mały, byłem raczej niejadkiem.

DSCN4246Mogłem w kółko jeść barszczyk czerwony z pasztecikiem i kotlet mielony, no chyba, że akurat byłem na wakacjach w Sopocie, bo wtedy barszczyk zastępowała zupa jagodowa na zimno.

 

Kiedy więc niedawno reżyserowałem w Czechach i odkryłem ich przepyszne jedzenie, przypomniałem sobie jednakowoż, że kiedyś do restauracji Grand w łodzi na tydzień zawitała czeska kuchnia i moja mama była pod wrażeniem, jak bardzo mi smakowała i jak wiele nowych rzeczy wtedy spróbowałem.

 

Ani ona, ani ja nie przeczuwaliśmy jeszcze wtedy, że w dorosłym wieku zostanę gastronautą i że w pogoni za dobrym jedzeniem będę przemierzał drogi i bezdroża, kilometry i mile, że zabytki i widoki będą mogły dla mnie nie istnieć, ale poznawanie nowych krajów poprzez ich kuchnię stanie się moją niekwestionowaną pasją.

 

Będąc więc w Czechach de facto odkryłem czeską kuchnię w pewien sposób na nowo – już bardziej świadomie, ale nie zmienia to faktu, że uważam ją za jedną najsmaczniejszych na świecie. Knedle, knedliczki, sosy, vrabce, gulasze wszystko to podlewane najlepszym na świecie czeskim piwem, urasta dla mnie do rangi raju na ziemi i już sam fakt możliwości codziennego obcowania z ich kuchnią, jest wystarczającym argumentem, żeby reżyserować w Czechach.

 

Nie przewidziałem tylko jednego – kiedy byłem młodszy i nie miałem pieniędzy na dobre restauracje i kuchenne wojaże, mogłem zjeść 3 obiady dziennie, a i tak byłem chudy jak szczypiorek (sic !), a teraz kiedy stać mnie już na dobre jadło, przeszkadza mi w delektowaniu się nim… mój rosnący brzuch.

 

Ech, życie…


#GrzegorzKempinsky #gastronauci #CzeskaKuchnia