Historia o naszym wizerunku

Historia o naszym wizerunku, to trzy pozornie różne historie, które spisał Grzegorz Pawlak, aktor, lektor, a ostatnio także facebookowy felietonista kulturalny.

 

 

 

“Trzy pozornie różne historie, a jednak…”

 

Historia o naszym wizerunkuHistoria pierwsza:
Rok 1989. Wolność.

 

W sklepach można kupić kasety z nagranymi płytami, piosenkami zachodnich wykonawców. Bez praw autorskich, bo w Polsce jeszcze takowe nie obowiązują. Słowo „pirat” pojawi się troszkę później.

 

Wszyscy jeżdżą do Berlina, kupują m. in. papierosy, „wieże hi – fi” (wstawiłem w cudzysłów, bo z HI-FI mają niewiele wspólnego) Wszystko po to, żeby sprzedać te dobra z zyskiem w kraju, i, skutkiem tego „się obłowić”.

 

Zawsze lubiłem słuchać muzyki, byłem dwa lata po szkole, nie stać mnie było na, w miarę “fajny sprzęt” (w Polsce albo był cholernie drogi – np. w Baltonie – albo bardzo kiepski). Tego “Medium Quality”, u nas, jak na lekarstwo  A TAM – jak opowiadali CI, CO BYLI – były go krocie.

 

Pomyślałem, pojadę, “nabędę drogą kupna” i zostanę audiofilem A co!!!!

 

Wymieniłem zaoszczędzone złotówki na marki, kupiłem bilet na pociąg i „lu!!!!” Pojechałem!!!!

 

Zaczęło się już w pociągu „w tamtą stronę”. Potwornie zatłoczony, a rodacy, w zbyt dużych ciuchach, ostro pociągali „z gwinta”. Pewnie “z radości wolności” – pomyślałem. Ale, kiedy podsłuchałem, chcąc nie chcąc, rozmów, już „odważnych” współziomków, których chęć „zrobienia w jajo” byłych okupantów zaczęła przybierać wyjątkowo agresywne i mało estetyczne formy, zacząłem sobie wyobrażać, co będzie, jak dojedziemy. Nie wyglądało to najlepiej.

 

Pociąg zatrzymał się w Berlinie. Rodacy wysypali się z wagonów. I wtedy zorientowałem się, jak bardzo są już „otrzaskani” z całym „procederem”. Wiedzieli „po co” przyjechali, „gdzie” maja to kupić itd. „Logistyka” na najwyższym poziomie!!!! Ale tylko „logistyka”. Reszta była tragiczna i żenująca. Wyglądali, przepraszam, jak tłum wypuszczonych z długoletniego więzienia malwersantów, którzy muszą sobie teraz „odbić” wszystkie, doznane przez lata, krzywdy i całą biedę.

 

I niestety, po latach, to sformułowanie, wciąż wydaje mi się nad wyraz trafne.

 

Rozbiegli się pośpiesznie w sobie znane strony. A ja zostałem na peronie sam. Z jednej strony ucieszyłem się bardzo, bo wstyd mi było, być utożsamianym z tą – przepraszam, ale lepszego słowa nie znajduję – „bandą”, a z drugiej strony, nie miałem pojęcia, dokąd się udać w poszukiwaniu mojego wymarzonego „HI-FI Medium Quality”

 

Ale, pomyślałem, znam chociaż angielski, w końcu jakoś sobie poradzę!! I poszedłem „w miasto”.

 

Oczywiście najpierw uderzyła mnie wspaniała architektura, potem leżące w śmietnikach „całkiem nowe” meble, lodówki, telewizory. Przypomniałem sobie wtedy, jak stałem w kolejce po moją pierwszą automatyczną pralkę (produkcji – a jakże – radzieckiej) we wrocławskim „PEDECIE’”!! O – to temat na kolejną historię!!!!

 

Ale „ad rem”!!!!

 

Bogate, piękne miasto tych, co przegrali wojnę. No, smutno mi się trochę zrobiło. Ale – “gruba kreska”, to „gruba kreska”!!!! Przypomniałem sobie po co przyjechałem i dalejże na poszukiwania.

 

Po drodze mijałem rodaków, którzy, zagonieni, nie poznawali „ziomka” i nie mieli czasu na niepotrzebne rozmowy (no, nie wszyscy, było kilku zachowujących się “na poziomie”, ale ich, ze względu na przejrzystość historii pomijam, choć tak naprawdę oni są warci, żeby poświęcić im uwagę. Wszystko stoi “na głowie”)

 

Za to – “Tych, O Których Opowiadam” – torby, walizki, i, “co tam mieli”, za każdym razem były coraz bardziej pełne dóbr wszelakich.

 

W końcu kupiłem swoje wytęsknione „HI-FI Medium Quality”, potem jeszcze trochę pozwiedzałem, i, szczęśliwy, udałem się na dworzec żeby zdążyć na ostatni pociąg – tego dnia – do Ojczyzny.

 

A na peronie, a potem w pociągu, czekał mnie prawdziwy horror.

 

Przekonałem się, po co rodakom były te „za duże ciuchy”. Teraz, zbyt luźne spodnie i kurtki, wypełnione były kartonami papierosów. „Ponad limitowe” towary pochowane w skrytkach, naprędce „zorganizowanych” w przedziałach i na korytarzach wagonów. Bo przecież trzeba jeszcze przejechać granicę. A tam byli CELNICY. Tych przepychanek, tego smrodu wódy, potu i czego tam jeszcze, strachu, przerażonych oczu (bo, a nuż „zaliczę wpadę”), desperackich próśb: „Ty mało wieziesz, może byś to dla mnie schował”, NIGDY NIE ZAPOMNĘ!!!!

 

Tak, przedstawiciele mojego NARODU, z mózgami wyprutymi przez lata z wszelkich wartości przez cyniczny i zdemoralizowany system, próbowali znaleźć sobie szansę na lepsze życie w nowej rzeczywistości. Było mi za nich wstyd, a jednocześnie ich rozumiałem. I pamięć tego cholernego rozdarcia towarzyszy mi do dzisiaj.

 

Historia druga.
Szwecja. Rok 2012.

 

Jestem z moją córką w Sztokholmie. Centrum miasta. Jemy, w całkiem fajnej knajpce, obiad. Po latach ciężkiej harówy stać mnie na „luksus” kupienia obiadu w obcym kraju, dla mnie i dla dziecka. Takie moje małe szczęście!!!!

 

Rozmawiamy po Polsku. Śmiejemy się z dowcipów. Czujemy się swobodnie, ale zachowujemy godnie. Staram się, będąc za granicą, żeby o Polakach, miały inne nacje, dobre zdanie. Zaczynam od siebie. Bo na to mam wpływ.

 

Do tematu!!!!

 

Pani Kelnerka (tamtejszy tubylec, jak to będzie, żeby się nie obraziła? “Tambylka”? Nie wiem, cholera, ktoś to kiedyś na pewno wymyśli, tak, jak wymyślają nazwy chorób do nowych leków!! (zapożyczone od Rafał Skarżycki, ale tu, “na miejscu”) W każdym razie są od tego specjaliści!!!! No SZWEDKA – “OK??!!”, która nas obsługiwała, „łypała” na nas dość wrogo, nie miałem pojęcia, z jakiego powodu.

 

Porozumiewaliśmy się z nią po angielsku, czyli „w języku language”  Nawet obiad podawała nam trochę „z łaski”. Jedno, co mi przyszło do głowy, to to, że może miała jakieś złe doświadczenia z naszymi Rodakami, bo niby dla czego innego była taka „niby ładna, niby młoda, a taka niedobra, szkoda” (cytując klasyka)

 

Wreszcie, kiedy przyszło do płacenia rachunku (kartą), i zapytałem: “Czy może sobie Pani doliczyć NAPIWEK, spytała mnie: „Z jakiego wy kraju jesteście”. Powiedziałem jej, że z Polski.

 

Jej mina, BEZCENNA, bo za wszystko inne, jak wspomniałem, zapłaciłem kartą.

 

Naprawdę, tak NIEWIELE POTRZEBA??!! Takie to proste, żeby zdobyć odrobinę szacunku?! Bo kwota naprawdę nie była duża!!

 

Historia Trzecia:
Ta sama Szwecja. Ten sam wyjazd.

 

Tym razem lotnisko w Umei. Ląduję, moje dziecko już zamówiło taksówkę.

 

Zima jak diabli. “Pobrałem” bagaż. I byle szybciej do rozgrzanego auta. A tu wysiada (w koszulce z krótkim rękawem, przy minus 20 stopniach. SZACUN!!!!!) Pani Taksówkarka (o, tu mi poszło chyba lepiej, i może się “przyjmie”?! BARDZO ATRAKCYJNA, młoda dziewczyna z tatuażem (HA!!!!) pod spiętymi na karku blond włosami. “WOW!!!!” – pomyślałem (raczej – bardziej – POCZUŁEM!!!!”

 

A ona łapie za mój bagaż i dalejże z nim do bagażnika.

 

Na co ja: „Excuse me, I’m from Old Fashion Country”!!!!

 

Popatrzyła na mnie chwilę badawczo, po czym powiedziała „OK”, i pozwoliła mi własnoręcznie umieścić moją walizkę w bagażniku.

 

W taksówce moja, z lekka przerażona córka, opierniczyła mnie „na czym świat stoi”, wyjaśniając, że kobiety w Szwecji, z racji równouprawnienia, są niezwykle samodzielne i bardzo prawdopodobne było, że mogła się na mnie – Pani Taksówkarka – obrazić. “No wiem” – mówię, “ale nie mogłem się powstrzymać. Przecież zimno, a bagaż ciężki!!!!”

 

A z drugiej strony, cholera, słabo, pomyślałem. No bo jak mam się teraz zachować, kiedy będziemy wysiadać?! Pozwolić jej się „barować” z walizą, czy być, cholera, konsekwentnym.

 

Dojeżdżamy na miejsce. Wysiadamy. Pani Taksówkarka pierwsza, my za nią. Ona do bagażnika. Otwiera. Ja stoję, w potrzasku, i patrzę. A wtedy ona zauważyła mój wzrok, zatrzymała się w pół gestu, uśmiechnęła, nawet jakby lekko zalotnie (a może mi się tylko wydawało), wskazała ręką (cały czas w krótkim, cholera, rękawku na bagażnik i znów powiedziała „OK…”

 

Wyciągnąłem walizę, a ona, uśmiechając się, odjechała. Znaczy, ZROZUMIAŁA, pomyślałem. Znaczy „SIĘ DA!!!!” A kto wie, może nawet jej się spodobało…

 

Trzy pozornie różne historie, a jednak…

 

Parę wniosków „na usta się ciśnie” .

 

Jak Cię widzą, tak Cię PAMIĘTAJĄ, i potem „piszą”!!

 

A przecież można „RÓŻNIĆ SIĘ PIĘKNIE” i KAŻDY EUROPEJCZYK (ale chyba nie ma takiej narodowości, jak “EUROPEJCZYK”??!!)

No to, żeby było jasne!!!! – Każdy Niemiec, Szwed, Holender, Francuz, Anglik, Szwajcar itp. itd – to zrozumie, a może nawet i doceni. Czego i CAŁEMU PAŃSTWU (cholera, WSZYSTKIM PAŃSTWU – eee… pogubiłem się) W każdym razie – z serca – życzę!!!!

 

Grzegorz Pawlak
https://www.facebook.com/grzegorz.pawlak.526/posts/954441904607812


#polska