Myśli wolne emeryta

Myśli wolne emeryta albo emeryt myśli wolno to świetny i dowcipny felieton Piotra Łobody o tym dlaczego emeryt myśli w sposób wolny a nawet abstrakcyjny.

Człowiek ma mózg. Stwierdzenie to choć prawdziwe, nie jest odkryciem szczególnym. Z wyglądu mózg nie przypomina niczego, po czym można by spodziewać się czego dobrego i rzeczy wielkich. Jednym mózg kojarzy się z połówką orzecha włoskiego, co przynajmniej ze względu na wielkość u niektórych jest prawdziwe. Mnie mózg nieodmiennie kojarzy się z obfitym pawiem puszczonym w rajstopy, damskie dodam. Dlaczego w rajstopy ? – szczerze mówiąc nie wiem, ale może być w pończochy …
Każdy ma takie skojarzenia, na jakie zasługuje …


wolne myśli emeryta

… wolne myśli emeryta albo emeryt myśli wolno …

… zauważyłem, że emeryt, to takie dziwne coś, któremu zdarza się myśleć – od czasu do czasu oczywiście i głównie dlatego, by nie zapomnieć, że kiedyś zdarzało się to częściej. Teoretycznie, czasu ma tyle, że mógłby myśleć stale czyli bez przerwy. Mógłby, ale czynność to jednak męczącą jest, a jak wiadomo, emeryt męczy się szybciej nieco niż dajmy na to, taki czterdziestolatek.

Dlaczego czterdziestolatek – ano dlatego, że od czterdziestki myśli się poniekąd „bardziej ogólnie”, a nie tylko „o dupie” czy też o „dupie Maryni”, co jest formą uogólnioną i szerszą trochę niż to pierwsze. Kiedy myślenie „o dupie” albo „tylko o dupie” staje się bezprzedmiotowe lub z ograniczoną przedmiotowością, rzeczywistość nabiera charakteru filozoficznego i widzi się ją niejako z innej perspektywy, a może nawet i lepszej. Myślenie staje się wtedy przyjemniejsze bo nie jest tak upostaciowione, że nie powiem komercyjne, a może nawet „wolne”, z tym, że nie bardzo wiem „wolne od czego”.

Wiec zdarza mi się od czasu do czasu myśleć, a do tego w sposób nieupostaciowiony właśnie, można by rzec „wolny”, a nawet abstrakcyjny. Nie, nie chodzi tutaj, przykładowo, o rozwiązanie jakiego równania, a nawet różniczkowego, czy też innego „bardzo ważnego problemu naukowego”, bo to bez sensu jest i dawno przestało mnie bawić. Tu chodzi o „myślenie czyste”, wręcz nieskalane logiką czy też nauką jaką i nie ujęte metodologicznie w ramy, od których rzygać mi się chce już i od dawna dodam.

O takie myślenie chodzi, którego pozazdrościć mi może chyba każdy myśliciel mojej Alma Mater, na co dzień zmuszany do myślenia innego, do myślenia almamaterowskiego, że go tak nazwę, a nawet i prawdopodobnie bardzo pożytecznego.

To o czym myślę ? – ktoś spytać może, choć wątpię, by to kogoś interesowało szczególnie, prócz mojej Żony, która do tego podchodzi praktycznie – „a ile i kiedy ci za to zapłacą” – kwitując zwykle moje umysłowe wysiłki.

Problemów do przemyśleń jest co nie miara, a nawet z roku na rok coraz więcej i trudno je w jednym zdaniu ująć, więc tylko niejako „enumeratywnie” je zasugeruję, by się nadmierna konkurencja nie ujawniła.

Przykładowy problem, a godny „metody naukowej” mógłby być taki:
– leci sobie taka mucha pod sufitem, normalnie sobie leci, z nóżkami u dołu a skrzydełkami u góry, czyli jak Tupolew i nagle myk i już łazi po tym suficie i to ze skrzydełkami tym razem do dołu a nóżkami do góry, no bo jak inaczej.
Oczywiście zaraz ją rozmaślę na tym suficie, bo od zawsze to w zwyczaju mam, a nawet wypada, ale wcześniej i od dawna zresztą, zastanawiam się jak ona to robi, jak ona na tym suficie „ląduje”. Czy wykonuje „beczkowy myk„, czyli odwala fikołka jakiego – ale wtedy dupką swoją do kierunku lotu byłaby, a pewnie nie o to jej chodzi, czy też „śrubę wykręca na skrzydło” i na które, bo ma dwa. Ta „śruba”, to by kierunku w stosunku do lotu nie zmieniała ale zawsze z ryzykiem zawadzenia skrzydełkiem o sufit.
No to jak ta cholera, znaczy się mucha, to robi, no jak ?.

Na wszelki wypadek walę w nią stosowną łapką i poniekąd ze złością, a nieświadomie corpus delicti rozmaślając i prawdy nie dochodząc, i to przecie nie jeden raz. I męczy mnie to i niepokoi tak pewnie z lat 60 i chyba jeszcze pomęczy.

A tu natychmiast i nieodmiennie w sferę porównań wchodzę, a nawet o „efekt skali” się ocieram, gdy patrząc na efekt szlagu, plaskaty raczej, zastanawiam się czy też tak wyglądałbym, gdyby mi kto bramą od stodoły przypierdolił i to na płask.
Jednym słowem czy mucha i ja, jesteśmy „kompatybilni” z łapką i bramą.

Więc dwa problemy tu dostrzegłem jak gdyby, a to po pierwsze, jak ona to lądowanie uskutecznia, na tym suficie, a ponadto, czy gdyby mnie kto bramą od stodoły pierdolnął na płask, to podobne by było do potraktowania tej muchy łapką.

Pisałem już kiedyś żem zwolennik „empirii”, co podtrzymuję nadal.
Efekt doświadczenia „mucha – łapka” znam, efektu „ja – brama od stodoły” jeszcze nie.

Pachnie mi to fajnym „projektem”, a może i „grantem” jakim.
… „biznesplan” muszę zatem zgrabny wymyśleć
… ale najważniejsze, to napisać coś jeszcze dla Przyjaciół na FB
… napisać coś pięknego a nawet wspominkowego
… tak na wszelki wypadek
… na wszelki wypadek, gdyby mi granta przyznali

Piotr Łoboda

https://www.facebook.com/piotr.w.loboda/posts/308916399574212


#wolnośćmyśli