Oprócz artystycznego onanizmu – nic

Oprócz artystycznego onanizmu, nic – Jak to Gazeta Wyborcza znowu za pomocą nieprawdy i manipulacji próbuje wpłynąć na wybór nowego dyrektora Osterwy w Lublinie.

Tym razem GW kontynuuje wojnę polityczną, za pomocą wywiadu z panem Danielem Doboszem, z którego to wynika, że oprócz artystycznego onanizmu, nic dobrego przez ostatnie 4 lata tam się nie działo.

 

Tekst czytelny na komórce:
https://www.facebook.com/grzegorz.kempinsky/posts/10219705975814347

Oprócz artystycznego onanizmu - nic

Oprócz artystycznego onanizmu – nic

Gazeta Wyborcza kontynuuje swoją polityczną wojnę o Teatr Osterwy w Lublinie – tym razem za pomocą wywiadu z Panem Danielem Doboszem.

 

Tak naprawdę nie chce mi się już o tym pisać, bo wszystko w zasadzie już dawno zostało powiedziane, ale ilość nieprawd, tendencyjnych pytań i bzdur jest tak wielka w tym wywiadzie, że nie można niestety tego przemilczeć.

 

Już w podtytule pan redaktor Kostrzewski stawia tezę, za panem Doboszem, że polityka kulturalna PiS-u zdobywa teatry, niniejszym nie przyjmując do wiadomości, że dotychczasowa dyrektor była po prostu złym dyrektorem i jako obronę próbując zrobić z tego sprawę polityczną.

 

Potem, w samym wstępie, pan Wawrzyniec Kostrzewski grubo mija się z prawdą, pisząc, że wobec zaistniałej sytuacji z nierozstrzygniętym konkursem na dyrektora, przeważająca część zespołu próbuje apelować do Marszałka o pozostawienie dotychczasowej Pani dyrektor, Doroty Ignatjew, na stanowisku.

 

To oczywista nie prawda, albowiem wszyscy wiedzą, że przeważająca część zespołu Teatru Osterwy odetchnęła z ulgą, kiedy nie przedłużono pani Ignatjew kontraktu i jest przeciwna jej dyrekturze.

 

Pan Dobosz potem coś tam dalej mamrocze o sprawach politycznych, ale nie wiele z tego da się zrozumieć.

 

Później, jednak, przechodzi do aktywnej obrony dyrektorki, wymieniając jej tak zwane zasługi i twierdząc, że za nią stoją konkretne dokonania.

 

I znowu zaczyna się prawienie nieprawdy, które już wielokrotnie demaskowałem: Pan Dobosz mówi o wyprowadzenie teatru z finansowej straty, co jest świadomym, lub nieświadomym kłamstwem, albowiem w momencie przejęcia dyrektury przez panią Ignatjew teatr nie był zadłużony i jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to są na to papiery.

 

Dalej jako zasługę, pan Dobosz, wymienia zwiększenie liczby premier, a przecież tajemnicą poliszynela w teatrze jest nierozłączna zależność: im słabsze przedstawienia – tym więcej premier. Jest to po prostu spowodowane tym, że złe spektakle mają krótką żywotność, bo nikt nie chce na nie chodzić i dlatego trzeba ciągle produkować nowe, żeby czymś zapełnić repertuar.

 

Tym śmieszniej w tym kontekście brzmi jego następny argument, że (powtarzam słowo w słowo tę nowomowę): “podejmowała strategicznie dobre decyzje na poziomie wyboru repertuaru i twórców, których zapraszała do współpracy. Efektem były przedstawienia z frekwencyjnym sukcesem.” (sic!)

 

A przecież wszyscy w Lublinie wiedzą, że pies z kulawą nogą nie chciał na te sukcesy chodzić i że pod jej dyrekcją teatr stracił mniej więcej 40% dorosłej widowni.

 

No i oczywiście znowu wyjeżdżają z koronnym argumentem, że teatr wyjeżdżał na najważniejsze festiwale teatralne w tym kraju, kiedy znakomicie wiadomo, że te najważniejsze festiwale, są festiwalami “spółdzielni teatralnej”, które są tak zwanym zamkniętym obiegiem festiwalowym polegającym na tym, że zaprasza się na nie tylko samych swoich i sami swoi nagradzają i wychwalają samych swoich, czyli “ręka rękę myje”.

 

Natomiast jak przekładają się te wszystkie sukcesy na lokalnego widza – to już przecież zostało wyjaśnione w tekście powyżej. Więc oprócz artystycznego onanizmu, skutek tych sukcesów jest taki, że frekwencja spada, a lubelski widz nie ma na co iść do teatru.

 

Kolejną wierutną bzdurą jest wydalenie z siebie, przez pana Dobosza, osądu, jakoby PiS miał jakiegoś kandydata ukrytego pod stołem, który nie mógł stanąć do konkursu, bo nie spełniał wymogów formalnych.
Naprawdę pusty śmiech człowieka ogarnia, kiedy czyta takie dyrdymały, bo przecież każdy, kto ma odrobinę pojęcia o mechanizmach konkursowych w tym kraju wie, że wymagania formalne organizator ustala pod wybranego kandydata, jeśli takowego sobie upatrzył. Doprawdy żałosna niewiedza, albo świadoma manipulacja.

 

Potem panowie piją sobie z dziubków omawiając dalej nikczemne polityczne plany PiS i niby niegodne zachowanie jednego z kandydatów, którym był Witold Kopeć, aktor tego teatru i przewodniczący Solidarności, sprowadzając sprawę do tego, że w ogóle śmiał w konkursie wystartować, tak jakby każdy nie miał do tego prawa.

 

Nie chce mi się to tego bełkotu odnosić, bo bym Was śmiertelnie zanudził, co gorsza, że cała argumentacja jest budowana na poglądach, podejrzeniach, teoriach spiskowych i innych równie ważkich argumentach.

 

Na koniec jednak pan redaktor, mistrz tendencyjnego pióra, pyta:

 

– “Myśli pan, że uda się to wszystko kiedyś naprawić?”

 

Na co pan Dobosz, mówi, że

 

– “Kiedyś na pewno, ale myślę, że trochę to potrwa” i wyjeżdża z argumentem, że przecież po Cezarym Morawskim, w Teatrze Polskim we Wrocławiu, nic dobrego się nie działo, co moim zdaniem świadczy, że pan Dobosz jest wyznawcą “jedynie słusznej, “spółdzielnianej” estetyki w teatrze i nie wie, że to właśnie pan Morawski dźwignął Teatr Polski we Wrocławiu z totalnego upadku i wiele się tam dobrego działo za Morawskiego i dzieje teraz za Jana Szurmieja.

 

A na powyższe tendencyjne pytanie pana redaktora ja, panu redaktorowi i panu Doboszowi odpowiem, że właśnie Zarząd Województwa próbuje to zrobić. Naprawić to, co zostało przez ostatnie cztery lata, w Osterwie, zepsute.

 

link do wywiadu:
https://www.e-teatr.pl/chca-zniszczyc-teatr-jednym-pociagnieciem-dlugopisu-2023


#Teatr