Promocja dyrektorów partaczy

Promocja dyrektorów partaczy – W Polsce panuje kompletnie niezrozumiały zwyczaj nagradzania ludzi, którzy zniszczyli teatr, nowym teatrem.

Jak to możliwe, żeby dyrektor, który kompletnie zniszczył jakiś teatr, za karę za to dostał nowy teatr? Niestety w Polsce ta promocja dyrektorów partaczy ciągle trwa i jest ciągle kompletnie niezrozumiała.

 

 

 

Promocja dyrektorów partaczy

 

 

 

Promocja dyrektorów partaczy

Mówi się, że Zbigniew Brzoza nie zostawił w Teatrze Studio w Warszawie kamień na kamieniu, że załoga Teatru Polskiego w Bielsku Białej cieszyła się, jak dzieci kiedy w końcu odchodził Robert Talarczyk, że całe Opole ogarnęła radość, kiedy Bartosz Zaczykiewicz zakończył tam swoją dyrekturę, a Teatr Zagłębia i Sosnowiec odetchnął z ulgą, kiedy Dorota Ignatjew wyjechała do Lublina.

 

Ale co z tego, kiedy ten pierwszy najpierw dostał Teatr Nowy w Łodzi, a potem Teatr Jaracza w Olsztynie, Talarczyk za karę za zaoranie Bielska dostał Teatr Śląski w Katowicach, Zaczykiewicz najpierw dostał Toruń, a potem Kalisz, a Pani Ignatjew nazywana ponoć w Lublinie grabarzem Teatru Osterwy, według już oficjalnych informacji właśnie wygrała konkurs na dyrektora Teatru Nowego w Łodzi?

 

To nie są jedyne przykłady i można by je mnożyć. Nie w tym jednak rzecz, żeby tylko stwierdzić, że jakaś patologia istnieje. Pytanie brzmi dlaczego tak się dzieje.

 

W większości wypadków proceder wydaje się być jasny: Kandydat Partacz nawiązuje kontakt z trzecią, lub czwartą ligą aktorów w danym teatrze, która jak wiadomo, zawsze kiedy nie umie grać, okopuje się stanowiskami w związkach zawodowych aktorów, ZASP, intrygami i nieczystymi konszachtami z urzędnikami itd., obiecuje im złote góry, a potem już ci halabardnicy robią w zasadzie wszystko za niego łącznie z terroryzowaniem zespołu, intrygowaniem z lokalnymi urzędnikami i “przekonywaniem” mediów, etc.

 

Potem partacz, zazwyczaj z tym samym, lekko zmodyfikowanym programem, który popsuł już poprzedni teatr, ale który brzmi dobrze, bo papier jest cierpliwy i przyjmie każdą bzdurę, przystępuje do ustawionego pod niego konkursu i wygrywa ów “konkurs”, żeby władza miała listek figowy, którym będzie się mogła zasłonić, kiedy dyrektor partacz zacznie rozmontowywać następny teatr: (“- Ale przecież on wygrał w demokratycznym konkursie, miał najlepszy program!”)

 

No tak, tak wygląda sam mechanizm, ale i tak pozostaje pytanie, jak to jest możliwe? Czy artyści i urzędnicy w ogóle się z sobą nie kontaktują? Czy w dobie internetu, telefonów komórkowych i światłowodów nie wiedzą, że tuż za miedzą partacz już pokazał na co go stać?

 

Jako twórca kompletnie niezależny z czystym sumieniem mogę z całą pewnością stwierdzić, że w dużej mierze winę za to ponosi program zrzucenia odpowiedzialności za teatry na samorządy po 89 r., który jest całkowitą porażką.

 

O teatrach miejskich i wojewódzkich decydują urzędnicy bez zielonego pojęcia o kulturze i teatrze, a obsadzanie dyrektorów w tychże instytucjach (nie tylko teatrach zresztą) jest wynikiem układzików polityczno-towarzyskich i można bez przesady nazwać je nepotycznymi lub wręcz skorumpowanymi.

 

Skutki tego zjawiska są dla kultury i widza opłakane, albowiem to towarzystwo wzajemnej adoracji niestety jest prawie całkowicie pozbawione talentu, kompetencji i przede wszystkim warsztatowych umiejętności, żeby tworzyć dobry solidny teatr, na który publiczność chciałaby chodzić.

 

Ale ostateczną winę, tak naprawdę, ponosi moim zdaniem Państwo, bo wszystko to stało się w następstwie konsekwentnie uprawianego od 89 r. braku polityki kulturalnej państwa.

 

Z resztą skutki tego widać obecnie, jak na dłoni, kiedy to przy okazji pandemii i ograniczeń z nią związanych wyszło na jaw, że polscy twórcy (nie tylko teatralni) są kompletnie poza systemem siatki bezpieczeństwa socjalnego naszego kraju.

 

Jest to skutkiem konsekwentnych i upartych zaniedbań rozwiązań systemowych w Polsce, które oprócz wszystkich wyżej wymienionych zjawisk doprowadzają do takich absurdów społeczno-organizacyjnych, że np. dyrektor Paweł Łysak jest równocześnie członkiem zarządu pracobiorców teatralnych (Gildii Reżyserów) i członkiem zarządu pracodawców (Stowarzyszenia Dyrektorów Teatru)!!!

 

To ludzie właśnie tacy jak on i jemu podobni obecnie negocjują z rządem w sprawach pomocy dla twórców i tworzą tak zwany „Zespół Kryzysowy” przy Ministerstwie Kultury.

 

Przecież to istna patologia pod każdym względem!

 

Oczywiście niemożliwym jest uzdrowić ten system z dnia na dzień i potrzeba do tego nie tylko czasu, ale często także sprzyjających okoliczności politycznych.

 

Np. ponowne podporządkowanie większości teatrów Ministerstwu Kultury wydaje się obecnie być niemożliwe do przeprowadzenia, albowiem każda taka próba uzdrowienia sytuacji spotkałaby się z natychmiastowym wrzaskiem „spółdzielni teatralnej” i współpracującymi z nimi opiniotwórczymi „dziennikarzami”.
Mielibyśmy natychmiast do czynienia z “cenzurą”, “zatykaniem ust”, “godzeniem w podwaliny demokracji i wolności słowa” i Bóg jeden raczy wiedzieć co jeszcze.
A jak wiadomo minister Gliński jest wyjątkowo czuły na krytykę i mottem jego “polityki kulturalnej” jest karmić rękę, która go bije, żeby tylko było cicho i spokojnie.

 

ALE!

 

Na pewno można postarać się aby teatry zostały z powrotem przejęte przez prawdziwych fachowców w tej dziedzinie. A na szczęście takowych wcale nie brakuje. Są oni jedynie przez „spółdzielnię teatralną” i współpracującym z nim
E-teatrem skutecznie zepchnięci na margines życia teatralnego i bardzo mało o nich słychać, ponieważ współpracujące ze „spółdzielnią” skorumpowane media po prostu o nich nie piszą.

 

Ale oni istnieją! I są to zarówno twórcy, reżyserzy, menedżerowie i potencjalni dyrektorzy. Wiem, bo znam ich osobiście!

 

W tym celu po pierwsze należałoby w końcu zrezygnować z kompletnej fikcji, jaką są konkursy na stanowisko dyrektora teatru.
Ten proceder służy tylko i wyłącznie jako rodzaj „listka figowego”, który ma zdjąć odpowiedzialność z władz samorządowych za obsadzanie stołków dyrektorskich niekompetentnymi ludźmi.

 

Moim zdaniem najwyższy czas, żeby lokalna władza w końcu odpowiadała za swoje wybory i decyzje personalne, a nie chowała się za decyzjami skorumpowanych konkursów.

 

Rozwiązań oczywiście jest więcej, ale nie czas i miejsce o tym, żeby o nich wszystkich mówić, natomiast warto było wymienić właśnie ten najważniejszy, bo może wtedy skończyłby się w końcu w Polsce ten haniebny proceder oddawania teatrów w ręce totalnych szkodników i promocja dyrektorów partaczy w końcu dobiegłaby końca.

 

 

 

korupcja

żądanie lub przyjmowanie korzyści finansowych lub majątkowych przez pracowników instytucji za naruszenie prawa lub wykonanie określonych czynności urzędowych; przekupstwo, łapownictwo, łapówkarstwo

 

https://sjp.pl/korupcja


#teatr