ŚLĄSKI SKANSEN TEATRALNY
Kiedy w sierpniu przystępowałem do pracy nad Top Dogs, zespół wyraził obawę, że ten tekst nie będzie nikogo obchodził w małym biednym Zabrzu.
Miałem nie lada kłopot z przekonaniem ich, że to myślenie jest dowodem na prowincjonalizm mentalny, bo moim zdaniem zgubne skutki nekrofilii, czyli pożądania pieniądza i rzeczy martwych dotyczą wszystkich i wszędzie, nie tylko ludzi z wielkich korporacji.
Prowincja tego typu nie istnieje moim zdaniem w wymiarze geograficznym. Prowincja istnieje tylko w głowach.
Dlatego tak się cieszę z wczorajszej owacyjnej reakcji widowni i tego jaki oddźwięk ten spektakl wywołał wśród ludzi – internet aż kipi od komentarzy po spektaklu.
I moim zdaniem to jest największym sukcesem.
Udowodniliśmy TOP DOGSAMI, że Śląsk nie musi być zapyziałą teatralną dziurą, gdzie gra się tylko pod publiczkę i po śląsku. Że nie robi się z niego teatralnego skansenu (Nie zrozumcie mnie źle, uważam, że dbanie o tożsamość i tradycję Śląska za coś bardzo ważnego, ale nie może się to tylko ograniczać do tego i być używane, jako wytrych do wszystkiego).
Udowodniliśmy, że nawet w małym biednym Zabrzu mogą powstawać spektakle odważne, nowoczesne, dotykające otaczającej nas rzeczywistości, ludzi i tego, co ich boli.
Błąd większości obecnych dyrektorów teatru w Polsce polega moim zdaniem na tym, że próbują układać politykę repertuarową według tak zwanego “zapotrzebowania” widowni.
I wychodzi z tego równania, zawsze ten sam szit – kilka lektur, kilka fars, kilka pozycji współczesnych, kilka klasyków i najlepiej jeszcze coś lokalnego, żeby móc wykazać wysoką frekwencję na papierze, przy dumpingowych cenach biletów, pomniejszonych zarządzeniem dyrektora widowni itd., etc.
Czyli w sumie repertuar polegający na kolorowych pocztówkach, które są lepiej lub gorzej wyreżyserowane w zależności od tego, jakie umiejętności mają koledzy dyrektora, albo na ile dyrektor dba o to, żeby wszyscy, którzy u niego robią, byli gorsi od niego.
Oczywiście istnieje także frakcja “jedynie słusznego teatru”, która niby się stawia w opozycji do takiego repertuaru, ale tak naprawdę oprócz tej opozycji i dumnie sformułowanych programów artystycznych, często rodem z socrealistycznych agitek, nie ma NIC do powiedzenia, mimo, że robi nibyfurorę wychwalana przez skorumpowanych pseudokrytyków, wymieniając się wzajemnie spektaklami na festiwalach przez prowadzone według tej samej formuły “zaprzyjaźnione” teatry, a tak naprawdę w siedzibie gra do pustych krzeseł, albo nie gra w ogóle.
Wszystkie wymienione wyżej metody tak naprawdę mają tylko służyć dyrektorom utrzymaniu się na stołku, albo zdobycie dyrekcji następnego teatru.
Otóż zdradzę Wam tajemnicę: Nie istnieje w kulturze coś takiego, jak zapotrzebowanie.
Widz, jako szeroko pojęta masa, może jednego dnia chcieć coś, a następnego dnia coś zupełnie innego.
Natomiast moim zdaniem przyjdzie do teatru na WSZYSTKO i WSZĘDZIE, jeśli tylko będzie to zrobione uczciwie, rzetelnie, z prawdziwą pasją i zaangażowaniem, czego nasze TOP DOGS w małym biednym Zabrzu jest doskonałym dowodem, bo jak to wielokrotnie wczoraj i dziś usłyszałem jest to spektakl, który w takim kształcie i z tą obsadą, można z dumą pokazać w każdym teatrze w Polsce i Europie.
Amen
___________________________________________________________________________________
#teatr #GrzegorzKempinsky #TopDogs
0 Comments
Trackbacks/Pingbacks