Teatr jest ważny! Opowieść osobista

Teatr jest ważny! – to bardzo osobista opowieść Szymona Szewczyka z kulis pracy nad “Ożenkiem” Gogola i z dnia jego premiery.

Teatr jest ważny! Opowieść osobista – Szymon Szewczyk, który zagrał w moim “Ożenku” Żewakina, napisał wspaniałą, intymną relacje z pracy nad spektaklem i co przeżywał w dniu jego premiery.

Teatr jest ważny! Opowieść osobista

Teatr jest ważny!

A tydzień temu…

Tydzień temu zdarzyła się rzecz dla mnie niewyobrażalnie ważna.
Ponad rok temu zobaczyłem po raz pierwszy dokument tekstowy ze scenariuszem “Ożenku” NIkolaja Gogola.

Był to początek długiej, niełatwej drogi. Zmieniały się role, obsada, tak samo jak nastroje. Jednak pomimo tego wszystkiego “Ożenek” na liście moich rzeczy priorytetowych został.

Czy żałuję?

Absolutnie nie!

W ostatni lutowy piątek wystąpiłem w roli Żewakina, o jakim nie przeczytacie w pierwotnej wersji komedii. Amant, porucznik, z dwoma sprzecznymi sobie osobowościami. Patrząc z boku, czysty schizofrenik, do tego w spódnicy.

Po usłyszeniu pewnego wieczora “Szymon, grasz w pierwszej obsadzie” rozpoczął się maraton stresu mieszanego z ekscytacją. Pierwsza większa rola. Po raz pierwszy w życiu wyjdę na deski teatru przed niespełna 300 osobową widownią nie na jedną scenę, nie na 5 minut, nie na 10 czy 20, ale nieomal przez połowę dwugodzinnej sztuki 300 par oczu będzie skierowane na moją osobę.

Próby mijały, reżyser grzmiał, pociągi kursowały, kasjerki w Lidlu kilka razy w tygodniu kasowały te same produkty.

Nadeszły próby generalne:
-pierwsza nie powaliła na kolana;
-drugą skończyłem po pierwszym akcie, bo zmęczenie powodowało wręcz żałosne błędy;
-trzecia była… zbyt dobra jak na ostatnią generalną (przesądy teatralne).

Dzień premiery.
Ku mojemu zdziwieniu od rana brak symptomów tzw. tremy. Obiad w domu, droga na przystanek autobusowy, wejście na salę teatralną, a po otwarciu drzwi garderoby mimowolne odpłynięcie krwi z okolic żołądka do głowy, rozszerzenie źrenic, drżenie rąk. Stało się. Adrenalina zaczęła się uwalniać. Ruchy stały się maszynowe, rozgrzewka trochę pomogła utrzymać naturalny ton głosu, co stało w komicznej opozycji względem spanikowanej reszty ciała.

Najgorszą rzeczą, jaką zrobiłem jest to, że na 10 minut przed rozpoczęciem zerknąłem ukradkiem na widownię. Nic nie stresuje tak jak widok tych wszystkich osób.

Trema ma jednak swoje plusy. Na pół godziny przed wejściem na scenę jeszcze raz analizujesz każde słowo, każdy gest, jaki wykonasz. Zapobiega rutynie, która się rodzi podczas kilkudziesięciu powtórzeń tej samej kwestii na próbach. Mobilizuje.

Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że po opuszczeniu kulis zostałem oślepiony światłem. Cała widownia okazała się czarnymi sylwetkami, jednolitym tłumem. Jednolity tłum nie stresuje tak jak 300 indywidualnych ludzi.

Ludzie początkowo miarkujący się z wyrazami rozbawienia, w połowie pierwszego aktu wznosili takie śmiechy, że musieliśmy raz za razem zatrzymywać akcję i poczekać, aż publika się uspokoi na tyle, aby wypowiedziany tekst się nie zatracił gdzieś na drugim rzędzie.
W trakcie samego spektaklu dostaliśmy nawet kilka owacji.

W tym momencie uśmiech sam się pojawia na twarzy, pewność siebie rośnie i stres mija. Zostajesz tylko Ty, inni aktorzy i publika.

Najpiękniejszym jednak uczuciem jest ukłon.
Tego przeżycia nie zabierze nikt. Wyjścia na środek wśród owacji na stojąco, gwizdów i okrzyków aprobaty. Przez te kilka sekund można by skutecznie wyleczyć każdą formę niedowartościowania. Człowiek popada w euforię, którą zabiera na bankiet popremierowy.

Czy uważam, że zrobiłem wszystko bezbłędnie?

Oczywiście, że nie! Oglądając nagranie stwierdzam, że tyle rzeczy mógłbym zrobić inaczej, lepiej…

To jednak jest motywacją do dalszej pracy i rozwoju.

Są jeszcze 2 kwestie, które muszę poruszyć. 

Na początku chciałem podziękować całemu zespołowi Akademicki Teatr REMONT, być Waszą częścią to wielka nauka, zaszczyt i przyjemność.

Największe podziękowania jednak kieruję do kilku osób. Młodych, zabieganych, z różnych zakątków Polski, ale i Europy. Pozwolę ich sobie wymienić z imienia.


Sebastian, dzięki chłopie, żeś przyjechał! Ten człowiek tak bardzo chciał zostać ze mną w ten wieczór, że do domu wrócił nad ranem po kilkugodzinnej podróży pociągiem.


Michelle, dziewczyna, która specjalnie dla mnie przyjechała z Wiednia(!). Tutaj nie trzeba chyba nic dodawać, dziękuję, że spotkałem takich ludzi w życiu.


Wiktor z Dominiką, wierzcie lub nie, ale ten człowiek był na niemal KAŻDYM moim występie, teatralnym czy muzycznym. Nie wiem, czy robi to dla przyjemności, z poczucia obowiązku, czy jest masochistą ale jego obecność zawsze jest budująca.

Kończę ten przydługi post, musiałem im podziękować, osobiście zapraszam absolutnie wszystkich do teatru, w szczególności REMONTu oczywiście 😀

Pamiętajcie, teatr jest ważny!

https://www.facebook.com/szymon.szewczyk.940/posts/1523927194408173


#teatr