Teatr krytyczny infekuje scenę

Teatr krytyczny infekuje scenę – W dzisiejszej epoce dramatu politycznego, który nie dość, że totalnie okupuje mediosferę, to infekuje także scenę w postaci tak zwanego teatru krytycznego.

 

Teatr krytyczny infekuje scenę

 

Jestem za teatrem, który daje oddech

Rozmowa z Janem Nowarą

W dzisiejszej epoce dramatu politycznego, który nie dość, że totalnie okupuje mediosferę, to infekuje także scenę w postaci tak zwanego teatru krytycznego, powołaniem prawdziwej sztuki teatru być powinno budzenie i penetrowanie w człowieku tej sfery, która wiedzie do harmonii. Tak skonstruowany sezon Teatru Siemaszkowej manifestuje przekonanie, że sztuka powinna budować człowieka, owszem, pokazywać także ciemne zakamarki jego duszy, ale w pełnym wymiarze egzystencji. Jestem za teatrem, który daje oddech, roztacza egzystencjalną perspektywę. Jątrzące problemy polityczne pozostawiam teatrowi, który codziennie rozgrywa się we wszystkich kanałach i na wszystkich stronach mediów.

Z Janem Nowarą, dyrektorem Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, o nowym sezonie teatralnym, rozmawia Andrzej Piątek z Dziennika Teatralnego.

Andrzej Piątek: Hasło sezonu „W poszukiwaniu miłości” może brzmieć infantylnie, kto je wymyślił?

Jan Nowara: – Zrodziło się pod piórem młodej teatrolożki, Julii Lizurek, która zaczęła w naszym Teatrze pracę jako sekretarz literacki. Spojrzała na zapowiedziane tytuły oraz reżyserskie eksplikacje na ich temat i zaproponowała promocyjny slogan nowego sezonu. Slogan jak to slogan, prosty, ale trafia w sedno. Przy czym miłość nabiera w tymże zestawie tytułów bardzo wielu różnych znaczeń.

Naprzód program, potem hasło?

Istotnie. Sezon bieżący w Teatrze Siemaszkowej ogarnia i łączy różne obszary, które nasz Teatr eksplorował w ostatnich latach. Właśnie z taką myślą podszedłem do programowania czwartego sezonu w Rzeszowie. W jednym przypadku oznacza to powrót do tytułu, który gościł już na tej scenie przed kilkunastu laty, wówczas także pod moją dyrekcją, przynosząc moc wzruszeń publiczności i duży sukces frekwencyjny. Mam na myśli „Piaf” Pam Gems w inscenizacji Jana Szurmieja, poruszającą historię artystki i kobiety niezwykłej, której życie wciąż rozbudza wyobraźnię i budzi emocje. Ale też jest uniwersalnym obrazem ludzkiego losu, dramatem niespełnienia, który przecież dziś dotyka ludzi tak powszechnie. Za to na starcie sezonu serwujemy w Rzeszowie całkiem świeżą potrawę w postaci „Kolacji dla głupca”. Znakomity tekst Francisa Webera – i śmieszny, i wzruszający – przeniósł na naszą scenę Marcin Sławiński – mistrz tego gatunku, który wszakże po „Kolację dla głupca” sięgnął tu po raz pierwszy! Ten tytuł w repertuarze jest takim gestem w stronę publiczności złaknionej teatru popularnego, choć rzecz ma też swoje głębsze uzasadnienie, a dotyczy ono stanu naszej kondycji psychicznej. Bardzo często w rozmowach i tu, w Rzeszowie, ale i wszędzie w Polsce, a mam na myśli rozmowy z ludźmi rozbudzonymi intelektualnie i kulturalnie, słyszę, że presja życia dziś, nieustanna perspektywa konkurencji – sprawia, że najbardziej pożądana w zetknięciu ze sztuką staje się harmonia. Choć zabrzmi to banalnie, to widzowie chcą światełka w tunelu, przekazu, że życie jest piękne, ludzie dla siebie dobrzy i na siebie otwarci. I tak teatr musi wchodzić w rolę terapeutyczną, a „Kolacja dla głupca” czy „Piaf” bywają odpowiedziami na taką potrzebę.

W repertuarze widzę też „Idiotę” Dostojewskiego, wielki tytuł, którego reżyserię powierzono Szymonowi Kaczmarkowi. Przed kilku laty udanie przeniósł na rzeszowską scenę „Heddę Gabler” Ibsena?

Tak, ale i ten tytuł mieści się w temacie szukania miłości – w świecie, gdzie zło jest ekspansywne, spektakularne, efektowne i efektywne. Oznacza wręcz pewien stan naszej cywilizacji. I właśnie w takim świecie, w fazie degradacji, a może już i katastrofy, którą przewidział Witkacy, odnajduje się ktoś, kto niesie szlachetną prostotę i prawdę. Czy ma szansę? Czy jest miejsce, krótko mówiąc, dla Chrystusa-Myszkina we współczesnym świecie? To pytanie zadają sobie reżyser Szymon Kaczmarek i dramaturg Żelisław Żelisławski, przystępując do pracy nad „Idiotą” i taka perspektywa zapowiada teatr głębszych przeżyć. Ja z kolei, po „Szklanej menażerii” Williamsa, kontynuuję wędrówkę po wielkiej klasyce współczesności i zabieram się za „Miłość i gniew” Osborne’a – studium namiętnego głodu miłości. Interesuje mnie bardzo sugestywnie zobrazowana w tym dramacie gra ekstremalnych uczuć – w imię niezgody na stagnację i obojętność. I wreszcie młody reżyser, Jakub Kasprzak sięgnie po tekst „Sinobrody nadzieja kobiet” Dei Loher, który też opowiada o głodzie uczuć i potrzebie bliskości, tyle że w konwencji szokującego thrillera.

Wszystkie sztuki w nowym sezonie zahaczają o sferę miłości?

Tak, jestem bowiem absolutnie przekonany, że w dzisiejszej epoce dramatu politycznego, który nie dość, że totalnie okupuje mediosferę, to infekuje także scenę w postaci tak zwanego teatru krytycznego, powołaniem prawdziwej sztuki teatru być powinno budzenie i penetrowanie w człowieku tej sfery, która wiedzie do harmonii. Tak skonstruowany sezon Teatru Siemaszkowej manifestuje przekonanie, że sztuka powinna budować człowieka, owszem, pokazywać także ciemne zakamarki jego duszy, ale w pełnym wymiarze egzystencji. Jestem za teatrem, który daje oddech, roztacza egzystencjalną perspektywę. Jątrzące problemy polityczne pozostawiam teatrowi, który codziennie rozgrywa się we wszystkich kanałach i na wszystkich stronach mediów.

Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
7 października 2017

cały wywiad:
www.dziennikteatralny.pl/artykuly/jestem-za-teatrem-ktory-daje-oddech.html


#teatr