Teatr online to śmierć złego teatru

Teatr online to śmierć złego teatru – znakomity artykuł o tym, że teatr online nie doprowadzi do śmierci teatru, tylko do śmierci teatru złego.

Bengt Ohlsson, szwedzki pisarz, dziennikarz, reżyser i dramaturg napisał świetny tekst w trakcie lock downu o tym, że tak naprawdę, to zły teatr jest przyczyną śmierci teatru. I, że dowodem na to są nasze zachowania, kiedy oglądamy teatr online.

 

Tekst czytelny na komórce:
https://www.facebook.com/grzegorz.kempinsky/posts/10220120947268374

 

 

Teatr online to śmierć złego teatru

 

 

Teatr online to śmierć złego teatru

Bengt Ohlsson spędził weekend wielkanocny, oglądając w łóżku teatr online. Z szybkim przewijaniem , telefonami i przerwami na wizyty w toalecie. Czy to oznacza początek końca teatru?

 

Zadzwoniłem do przyjaciela i rozmawialiśmy o życiu z koronowirusem. W przeciwieństwie do mnie, on ma stałą pracę ze współpracownikami, spotkaniami, stołówką i takie tam, i wyznał mi, że ostatnio chyba było trochę za dużo wina wieczorami, i że zaczął stawiać komputer w oknie, kiedy ma spotkanie online z klientami, bo światło jest tam najlepsze i pomyślał sobie, że dzięki temu wygląda trochę świeżej.

 

Picie wina, kontynuował, było wynikiem ciągłych spotkań na Zoomie i platformach społecznościowych, gdzie można się połączyć ze znajomymi z bliska i daleka. Jeden z jego przyjaciół zrobił nawet szybką sałatkę po nicejsku w trakcie streamingu, jak to sam określił.

 

– A w niedzielę idę do teatru – powiedział. Jest to cyfrowa premiera „Serotoniny” Michela Houellebecqa w Teatrze Miejskim – Stadsteatern.

 

Jego nieoczekiwana beztroskość potwierdziła coś, co dawno już podejrzewałem, a mianowicie, że po paraliżu pierwszego okresu lock  downu, społeczeństwo zaczyna się gromadzić wokół i wymyślać nowe rozwiązania, jak zaspokoić najważniejsze potrzeby życiowe.

 

Krótko mówiąc, ludzie zaczynają być kreatywni.

 

Ale teatr online – jak to działa?

 

Wszedłem na stronę Stadsteatern. Tak, była tam. „Serontonina”, jednoaktowa sztuka ze Svenem Ahlströmem w roli głównej, wyreżyserowana przez Linusa Tunströma. Premiera w niedzielę o godzinie 19:00. Gmerałem palcem po gładziku. O co chodzi? Kupujesz bilety? Nie było tam żadnych linków, które by o tym świadczyły.

 

W niedzielę zasiadłem z bliską mi osobą przed laptopem. To znaczy, zasiadłem, jak zasiadłem: przejechałem tego dnia pięćset kilometrów i byłem dość zmęczony. Właśnie wcisnęliśmy w siebie solidną porcję tortellini w sosie gorgonzola i leżeliśmy obżarci i wyciągnięci w łóżku. Za oknem drzewa zaczęły wypuszczać liście.

 

Czekając, aż wybije siódma, zbadaliśmy inny repertuar online Stadsteatern.

 

Był tam koncert na żywo z „The Fountain”, który został opublikowany 8 kwietnia. Od razu poczułem, jak mój entuzjazm zaczął rosnąć. Mogliśmy bez przeszkód szybko przewijać koncert do przodu, rzucać jadowite komentarze na temat członków zespołu i zachwycać się heroicznymi próbami muzyków radzenia sobie z lodowatą ciszą po każdej piosence, oraz poruszania się po scenie, pod którą nie było ani psa z kulawą nogą, który by ich oglądał. Nie wspominając o momencie, w którym piosenkarz w końcu przedstawiał członków zespołu, a oni musieli zadowolić się tym, że oklaskiwali sami siebie.

 

Klikaliśmy dalej i wylądowaliśmy się na produkcji Soppteatern „The Serious Game”, z podtytułem „innymi słowy – w tonach”. “Mini-musical” nagrany na żywo 14 kwietnia. Garstka dość młodych aktorów ubranych w kapelusze i szelki z epoki opowiadała znana historię Hjalmara Söderberga własnymi słowami. Tak, jakby Söderberg wymagał ulepszenia.

 

Muszę przyznać, że zaczęliśmy przewijać coraz szybciej, a nasze komentarze stawały się coraz bardziej jadowite.

 

– Mimo wszystko pomyśl – powiedziałem podekscytowany. Nie musimy tam być.

 

Ale właśnie gdzieś wtedy zaczął pojawiać się niepokój.

 

Tak, owszem, nie musieliśmy tam być. Nie musieliśmy zajmować się biletami, nie musieliśmy stać w kolejce w hałasie w foyer, nie musieliśmy martwić się, czy nie zapomnieliśmy wyłączyć telefonu, nie musieliśmy siedzieć i próbować wyglądać poważnie i udawać, że słuchamy przez godzinę. Zamiast tego mogliśmy bez przeszkód upaćkać się naszymi tortellini w łóżku, zatrzymywać nagranie, żeby odwiedzić toaletę, lub odebrać telefon, kiedy jakiś krewny, który z nudów już gryzł ścianę zadzwonił z kwarantanny lub nalać sobie kilka wzmacniających kropelek whisky, bo przecież w końcu jest Święto.

 

Innymi słowy, wszystko było jak zwykle w cyfrowym świecie: ogólnodostępne, przystępne i całkowicie podporządkowane naszym potrzebom i zachciankom.

 

Ale co by było, gdybyśmy naprawdę docenili albo nawet zostali głęboko poruszeni tym „mini-musicalem”, jeżeli bylibyśmy zmuszeni tam być i siedzieć spokojnie, cicho i uważnie?

 

W końcu nadszedł czas. Na „premierę”. Spóźniliśmy się co prawda pięć minut, ale nie mieliśmy zadyszki, nie błąkaliśmy się w półmroku szukając swojego rzędu, nie musieliśmy poirytowani przeciskać się między niechętnymi kolanami. Wystarczyło po prostu kliknąć.

 

No i nie trwało to długo, zanim nas przygwoździło.

 

W „Serotoninie” poznajemy chłodną duszę unijnego biurokraty Florenta-Claude’a i odczuwamy jego smutek z powodu jego zanikającego libido. Nagle uderzało mnie, że ta znajoma postać Houellebecqa to Doctor Glass XXI wieku. Ta sama paląca mizantropia, to samo „zakazane”, wolne od złudzeń spojrzenie na ludzkie sprawy, a zwłaszcza na miłość. Ale stopniowo rozumiemy, że pod tym suchym brakiem wyrazu, kryje się dziko bijące serce, krwawiący romantyk, który opłakuje wielką, pogardzaną miłość i na próżno próbuje wydostać się z więzienia samotności.

 

Pofalowany, drewniany labirynt scenografii jest trudny do zrozumienia, ale Sven Ahlström odgrywa tę rolę bezradnego człowieka z prawdziwą wirtuozerią i tu pojawia się kolejna zaleta teatru cyfrowego: słyszalność. Wystarczy bez oporów podkręcić do pożądanej głośności i nie musimy oglądać tego przeszkadzającego mikroportu okalającego policzek Ahlströma.

 

Leżymy oczarowani przez cały występ, bez przytyków i szybkiego przewijania do przodu. A potem, kiedy zamiast stać w kolejce do szatni, możemy przebrać się w piżamę, czuję kiełkującą nadzieję, że teatr online nie doprowadzi do śmierci teatru, tylko do śmierci teatru złego.

 

Bengt Ohlsson

https://kempinsky.pl/timbro.se/smedjan/digital-teater-blir-den-daliga-scenkonstens-dod/


#teatr