ZAZDROŚNI DYREKTORZY
Jak już pisałem, zazdrość to straszna choroba.
W mojej branży rzecz niestety powszechna i sam musiałem się mocno nad sobą napracować, żeby się jej wyzbyć i zrozumieć, że jeśli ktoś zrobi dobre przedstawienie, to należy się od niego uczyć, a nie zazdrościć.
Najgorzej jest jednak, kiedy choroba ta dotyka reżyserujących dyrektorów teatru.
Wtedy najbardziej cierpi na tym właśnie sam teatr, bo taki dyrektor panicznie boi się reżyserów lepszych od siebie i zamiast rozumieć, że sukces takiego reżysera jest sukcesem samego teatru i idzie na konto dyrektora, taki biedny, dotknięty tym choróbskiem, pseudodyretkor zwija się i skręca z zawiści i zgrzytając zębami zrobi wszystko, żeby w jego teatrze nie reżyserował nikt lepszy od niego samego.
Pal sześć, jeśli dotyczy to reżysera zdolnego, ale jak wiemy zdolni reżyserzy rzadko zostają dyrektorami teatrów, bo po prostu nie muszą – i tak mają dużo pracy.
A dla takiego zawistnego biedaka, który talentem nie grzeszy, objęcie dyrektorskiego fotela, często jest jedynym sposobem, żeby samemu móc reżyserować, no i wtedy upadek artystyczny takiego teatru bardzo szybko staje się faktem.
Wtedy oprócz niego samego reżyserują jeszcze większe miernoty, niż on sam, a teatr stacza się po równi pochyłej.
Z przykrością obserwuję ruinę takich teatrów.
Amen
#teatr
0 Comments
Trackbacks/Pingbacks