Inteligencja – wypierdalać!
Inteligencja – wypierdalać! – Prawdziwie klasyczna anegdota o Janie Himilsbachu i Gustawie Holoubku, która nadal śmieszy i jest znakomita.
Sytuacja ta jest o tyle pikantniejsza, że naprawdę miała miejsce w Warszawskim SPATiFie. Przeczytajcie, co zrobił Holoubek, kiedy Himilsbach wrzasnął: Inteligencja – wypierdalać!
Tekst czytelny na komórce:
https://www.facebook.com/grzegorz.kempinsky/posts/10219727937723381
Inteligencja – wypierdalać!
KLASYK zawsze wart przypomnienia:
Rzecz dzieje się w warszawskim SPATiF-ie. Do lokalu wchodzi JAN HIMILSBACH w stanie wskazującym na spożycie… i to dość spore… i woła na całą salę:
“Inteligencja – wypierdalać!!!”.
Wszyscy siedzą oniemiali, na co GUSTAW HOLOUBEK ociera serwetką usta po pomidorowej, wstaje i mówi:
“Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam”.
SPATiF
– Ta bohema wzięła się z biedy. Nie mieliśmy własnych domów, więc siedzieliśmy razem w SPATiF-ie. Nie mieliśmy telefonów, więc tam czekaliśmy na propozycje – tak aktor Daniel Olbrychski wspominał czasy, gdy w knajpie Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu zbierała się towarzyska śmietanka stolicy.
W czasach świetności lokalu – od lat 50. do końca lat 70. – spotykali się tam aktorzy, literaci, artyści, filmowcy, tajniacy, prostytutki, warszawscy bywalcy i aspirujący do tego miana. Choć do obcych stolików dosiadać się nie wypadało, liczyło się już samo wejście. Bywanie w SPATiF-ie dla wielu było oznaką prestiżu, choć w specyficznym, PRL-owskim wydaniu. „Dopiero perspektywa Nowego Jorku, gdzie cyganeria, alkoholicy i narkomani podzieleni są porządnie według wysokości konta w banku, pozwala zrozumieć niezwykłość tamtej knajpy” – pisał w „Wyborczej” Janusz Głowacki.
Meduza z lornetą na „szlaku hańby”
Legendarny lokal na zwykłej mapie Warszawy można znaleźć w Al. Ujazdowskich pod numerem 45. Na nieco bardziej skomplikowanych mapach społeczno-alkoholowych sytuował się zaś – według różnych relacji – bądź to na „szlaku hańby” wiodącym od eleganckiej kawiarni Hotelu Europejskiego po obskurny bar na Dworcu Głównym, bądź to w „trójkącie bermudzkim”, którego pozostałe wierzchołki tworzyła równie słynna Kameralna i mieszkanie Zdzisława Maklakiewicza przy Krakowskim Przedmieściu. Pewne jest jedno: to tam nad tatarem, golonką i galaretą, a przede wszystkim hojnie napełnianymi kieliszkami, rodziły się plotki, romanse, awantury.
Kiedy skończył się SPATiF? Zdania są podzielone. Niektórzy z bywalców twierdzą, że kultowy lokal zarżnął wolny rynek. Inni, że stało się to już wcześniej, po wprowadzeniu stanu wojennego. Ubecy i współpracujący z nimi donosiciele, których nigdy w lokalu nie brakowało (- Czy w klubie MSW też jest tylu aktorów? – miała kiedyś zapytać Zofia Czerwińska), stali się wszechobecni. Podzieliło się też środowisko warszawskiej bohemy.
#SPATiF