Teatr jest obszarem wolności

Teatr jest obszarem wolności – czyli “teatr społecznie odpowiedzialny to zadanie, cel, do którego należy dążyć” to druga część rozmowy z Krzysztofem Rączyńskim.

Wiem, że ludzie czytają coraz mniej – szczególnie na internecie, zamieszczam jednak ten długi wywiad, ponieważ uważam, że mało jest ciekawych i mądrych tekstów na necie, a wywiad z Krzysztofem, który mówi, że teatr jest obszarem wolności, jest wyjątkowo interesujący.

Teatr jest obszarem wolności
fot. Przemysław Bator

“Teatr społecznie odpowiedzialny to zadanie, cel, do którego należy dążyć” – wywiad z Krzysztofem Rzączyńskim cz. II

Druga część wywiadu z Krzysztofem Rzączyńskim, reżyserem i scenarzystą, od 2017 roku Dyrektorem Teatru im. Hansa Christiana Andersena w Lublinie, z którym mieliśmy okazję spotkać się 18 lipca 2019 roku.

Działalność społeczna Teatru Andersena bardzo rozwinęła się za Pana kadencji. Które punkty zawierające się w programie dotyczące działalności społecznej.

Działalność społeczna to jest drugie płuco, którym powinien oddychać współczesny teatr, nie tylko dostarczać spektakle. Można powiedzieć oczywiście, że dostarczanie spektakli jest podstawową działalnością, ale tak naprawdę to powinno być punktem odbicia do komunikowania się z ludźmi.

Jednak Teatr Andersena wyróżnia się na mapie Lublina ilością inicjatyw społecznych, które organizuje.

Tak, rzeczywiście tak jest. Mamy fantastycznie prowadzony dział edukacji teatralnej, który prowadzi Małgosia Adamczyk i robi to w sposób bardzo profesjonalny, jest temu bardzo oddana. W tej chwili również pomaga jej Agata Will, którą niedawno zatrudniłem w dziale promocji, mająca ogromne doświadczenie w różnych działaniach społecznych i kulturalnych w Lublinie. Prowadzi dział promocji, ale bardzo ściśle z Małgosią współpracują. Ta współpraca dotyczy też działu organizacji widowni prowadzonego przez Beatę Saj. To, że widać tę działalność teatru na zewnątrz właśnie w aspekcie społecznym to właśnie przez ludzi, którzy tu pracują. Owszem, cieszę się, że mój program wsparł to nasze zaangażowanie społeczne, ale ono wcześniej już istniało, więc nie chcę podpisać się tutaj jako ojciec sukcesu tego aspektu działalności teatru. Niemniej jednak włączam się w to bardzo aktywnie i myślę, że mój program szerzej otworzył na to furtkę. Wydaje mi się, że ta działalność mogłaby być jeszcze bardziej rozbudowana, jeśli mielibyśmy własną siedzibę.

O jakie nowe działania Teatr Andersena mógłby wówczas poszerzyć tę działalność społeczną?

To czego mi wciąż brakuje to rzeczy związane z teatrem jako miejscem kluczowym dzielnicy. Trudno o tym myśleć z poczuciem, że nie wiadomo, gdzie będziemy za chwilę. Istniał pomysł utworzenia stałej siedziby Teatru Andersena na Bronowicach. Taka lokalizacja teatru w kontekście działalności społecznej byłaby bardzo atrakcyjna. To jest trochę tak, jak z Teatrem Powszechnym w Warszawie, którego siedziba mieści się na Pradze. Środowisko może pełnić ważną funkcję w kontekście tworzenia różnych warsztatów dla mieszkańców, niekoniecznie dla elit intelektualnych. Wydaje mi się, że taka funkcja teatru w aktywizowaniu osób niekoniecznie jeszcze zaangażowanych w jego życie, nieuczęszczających do teatru regularnie. Wśród takich osób mogą być przyszli wspaniali twórcy, którzy być może pokażą nam inny świat, trudny do odkrycia w takim myśleniu elitarnym. Lokalizacja przyszłego teatru właśnie na Bronowicach byłaby bardzo ciekawa i inspirująca do naszych działań.

A w obecnej sytuacji? Co już się udaje, a co można by jeszcze poprawić?

Chcemy, żeby teatr jak najbardziej wychodził na zewnątrz. To nie zawsze się jeszcze udaje, ciągle stawiamy sobie tu przed sobą kolejne cele do zrealizowania. Wyobrażam sobie np. stworzenie spektaklu plenerowego, który wszedłby w strukturę miasta, to kolejne moje ciche marzenie. Nie od razu jednak Kraków zbudowano. Wciąż musimy rozwiązywać sporo problemów bieżących. Być może w przyszłości będziemy mieli warunki, które pozwolą ten kolejny krok postawić. Natomiast wokół każdego spektaklu budowana jest pewna dodatkowa płaszczyzna. Organizujemy warsztaty, staramy się rozwijać komunikację, kontaktujemy się z nauczycielami i innymi osobami na co dzień pracującymi z młodzieżą. Wszystkie próby generalne otwieramy właśnie dla nauczycieli, aby mogli w przyszłości zaplanować swoje wyjścia z uczniami. Po spektaklach organizowane są też dyskusje z widzami, które dla nas, twórców stanowią bardzo cenny materiał do analizy. W przyszłym sezonie chcemy niektóre spektakle dostosować do potrzeb osób niepełnosprawnych, na przykład wprowadzając tłumaczenie w języku migowym. W Lublinie jest dość duży ośrodek edukacyjny dla dzieci niedosłyszących bądź niesłyszących w ogóle. Rozpoczęliśmy już współpracę z jedną tłumaczką i co najmniej jeden ze spektakli w tym sezonie postaramy się przygotować w ten sposób.

Co może pan powiedzieć o inicjatywie „projekt osobisty”?

To jest mój autorski projekt. Dzięki współpracy z nauczycielami lubelskich szkół średnich, którzy wskazywali nam różne zdolne młode osoby fajnie kombinujące w kontekście pisania, pisania dla teatru, poezji, robienia filmów amatorskich, stworzyliśmy ciekawą grupę. Początkowo była większa, ale dążyliśmy do tego, żeby była bardzo funkcjonalna i, żeby ostatecznie w zajęciach uczestniczyły te osoby, które faktycznie chcą się zaangażować. Projekt osobisty polega na tym, że tworzymy scenariusz filmowy. Początkowo miał to być scenariusz teatralny, ale z czasem uznaliśmy, że chcemy się dostosować do tych zamiłowań i energii tej młodzieży i dlatego poszliśmy w kierunku filmowym. Uczestnicy tworzą scenariusz filmowy, my wraz z Małgosią Adamczyk [szefowa Działu Edukacji przyp. red.] ich wspieramy, towarzyszymy im. Ja ze swoją wiedzą o scenariopisarstwie staram się to jakoś koordynować. W zeszłym roku były to spotkania co dwa tygodnie, od tego sezonu to będą spotkania co tydzień.

Czy uczestnicy koncentrują się na czymś szczególnym? Jak wygląda praca z nimi?

Główna idea rozbija się o to, żeby nie szukać tematów i rozwiązań już istniejących w kulturze, zwłaszcza w popkulturze, tylko bazować na tym, co jest im bliskie np. „co dziś widziałem”, „jakiej rozmowy byłam wczoraj świadkiem”, „kto jest mi bliski”, a nie to, „co znalazłem sieci”, „co już widziałam”. Okazuje się, że te rzeczy, które są blisko, okazują się równie fascynujące, jak te już znane, a nie zawsze je dostrzegamy, nie mówi się o nich. Czasem widzimy potencjał w czymś, co wydaje się oczywiste, dopiero gdy stworzymy z tego pewną narrację. W praktyce pierwsze pół roku pracy koncentrowało się na przygotowaniu pewnego warsztatu, żeby zorientować się na to, „co ja przeżywam”, „jak ja patrzę na rzeczywistość”, ”jaki jest mój pryzmat widzenia świata”, potem docenienie tego, że to może być ciekawe, a następnie, jak można to zapleść w jakąś historię. Praca jest trudna, sporo osób się angażuje, a czasami musimy dokonywać wyborów. Jednak odnoszę wrażenie, że każdy uczestnik ma swój wkład artystyczny i ostatecznie jest to realnie grupowe działanie.

Czy inicjatywa cieszy się dużym zainteresowaniem? Młodzież chętnie przychodzi na te spotkania? Czy grupę chciałby pan poszerzać w przyszłości?

Nie za bardzo da się to poszerzyć. Siłą rzeczy taka grupa nie może liczyć kilkadziesiąt osób. Super jest, gdy liczy kilkanaście osób, a to i tak spora liczba. To wszystko trzeba zorganizować tak, żebyśmy zmieścili się przy dużym stole w jednym z naszych pokojów. Na początku było nawet zbyt wielu uczestników, z czasem grupa sama się przerzedziła, niektórzy przestali chodzić regularnie i w konsekwencji niektórym osobom musieliśmy podziękować. W tym momencie grupa ma swój trzon. Młodzież ciągle obciążona jest wieloma obowiązkowymi zajęciami. My staramy się być „antyszkolni” w znaczeniu podejścia do zadania. Od początku mówimy, że z tego może nic nie wyjść. Ale nawet jeżeli nic nie wyjdzie, to droga, którą pokonamy, okaże się wartościowa. Mnie odpowiada takie podejście, choć dla niektórych, którzy patrzą na życie bardzo zadaniowo i nie dają sobie chwili na swobodną refleksję, ta nasza inicjatywa może stać się najmniej ważna. Dla innych jednak stała się bardzo ważna i te osoby stanowią właśnie trzon grupy. W myśleniu artystycznym sam sobie wyznaczasz zadania i przestrzeń wolności. To chcę tym naszym uczestnikiem „projektu osobistego” uświadomić, że cała inicjatywa jest po stronie twórcy.

W jaki sposób „projekt osobisty” mógłby się otwierać na kolejne osoby? W tym momencie mówi pan o pewnej grupie zaangażowanej w tę inicjatywę od roku. Czy nowe zainteresowane osoby dołączały by do tego trzonu, który już powstał?

Ciekawym kolejnym etapem, w którym może pojawić się przestrzeń dla nowych osób, mógłby być etap realizacji. Tutaj ci nowi uczestnicy mogliby zająć się aspektem stricte organizacyjnym, zaangażować się w fundraisingu, promocję, produkcję, dostrzec ten finansową stronę projektu. To równie pasjonująca dziedzina, ale wymagająca innych życiowych kompetencji. Tutaj można dostrzec miejsce dla osób, które w przyszłości chciałyby zostać np. producentami, a nie stricte twórcami contentu. W Polsce jest to w tym momencie bardzo szybko rozwijająca się dziedzina i świadomość tego, że napisanie scenariusza, czy reżyseria to jest dopiero jakaś część sukcesu. Natomiast stworzenie cały system finansowania, zebrania sponsorów to również ogrom pracy. W dalszej perspektywie na projekcie osobistym mogłaby się opierać cała szkoła. Są inne roczniki i kolejne równolegle funkcjonujące projekty, wokół których koncentrują się kolejne osoby.

Skąd w ogóle pomysł „Projektu osobistego”?

Myślę, że źródła można szukać już w okresie moich studiów. Skończyłem Łódzką Szkołę Filmową na Wydziale Reżyserii, ale trzeci rok spędziłem w Nothern Film School w Wielkiej Brytanii. Tam zrobiłem dwa krótkometrażowe filmy i tam uczono mnie myślenia równoległego. Zamiast struktury pionowej mieliśmy do czynienia ze strukturą poziomą. Nie było podziału na rok reżyserii, produkcji czy operatorki – wszyscy byliśmy na jednym roku i, choć kursy się między sobą różniły, mieliśmy wiele zajęć wspólnych. Tam rozwijano takie myślenie, że my jesteśmy „Filmmakers”. Takie myślenie było mi dużo bliższe niż myślenie w Polsce, gdzie reżyser był postrzegany ciągle jako ktoś najważniejszy.

Idąc tym tropem, chciałem zapytać o projekt „Scena otwarta”. Wyniki pracy jego uczestników mogliśmy obserwować podczas festiwalu „Zwierciadła”. Na razie, o ile mi wiadomo, projekt zakończył się przez przedstawienie pewnych warsztatów przez uczestników Czy ten projekt będzie kontynuowany? Czy możemy spodziewać się jakiegoś spektaklu w wykonaniu samych uczestników?

Festiwal „Zwierciadła” jest przez nas zapraszany tu już po raz któryś. Cieszę się, że powstał tu cały klub festiwalowy, cieszę się, że w festiwalu uczestniczy wiele młodych osób. Niemniej jednak jest on oparty na grupach młodzieżowych, które mają już swoją strukturę. W tym roku byliśmy gospodarzami poziomu ogólnopolskiego, gościliśmy finalistów etapów wojewódzkich i tutaj tak naprawdę my tylko scalamy wydarzenie w tym sensie, że współuczestniczymy w tym finale, co oczywiście stanowi dla nas bardzo pozytywne i ważne doświadczenie. Natomiast z tworzeniem spektakli stanowiących podsumowanie pracy uczestników warsztatów istnieje podstawowy problem – organizacyjny. Trzeba znaleźć na to dobry czas oraz ustalić wyraźne założenia takiego projektu, wyznaczyć jego początek i koniec, którym będzie prezentacja. Myślimy o tym, aby w przyszłym roku ten projekt troszeczkę rozwinąć właśnie żeby zorganizowana została grupa i zakończone pokazami warsztaty dla niej. Całkiem niedawno mieliśmy coś w rodzaju spotkań roboczych, na których rozmawialiśmy właśnie o tym, jak ten projekt można byłoby rozwinąć. Na ten moment wydaje się, że najlepszą opcją jest zorganizowanie tych finałowych prezentacji podczas przyszłorocznych ferii zimowych.

Spektakle dotyczące problemów klimatycznych i środowiskowych, działalność na rzecz społeczności lokalnej w tym rozbudowana działalność edukacyjna, dostosowywanie prezentacji sztuk do potrzeb osób niepełnosprawnych. Czy przy tak wielkim zaangażowaniu na tych polach możemy o teatrze społecznie odpowiedzialnym?

Tak, zdecydowanie tak. Możemy tak mówić, chociaż teatr społecznie odpowiedzialny to jest zadanie, cel, do którego należy dążyć. Stwierdzenie, że już się takim jest, może sprawić, że osiądzie się na laurach. Rzeczywistość społeczna ciągle dynamicznie się zmienia, a teatr reaguje najszybciej w przeciwieństwie choćby do kina, które nie jest w stanie nadążyć za zmianami społeczno-politycznymi tak szybko. Teatr wielokrotnie w historii kultury udowadniał, że potrafi zwinnie odpowiadać na wydarzenia zewnętrzne.

Dziady w Teatrze Dramatycznym?

Tak, przy czym mówię zarówno o takich sytuacjach jak wspomniane Dziady, jak i takich jak Klątwa Frljicia. Można mieć różny stosunek do tego spektaklu, mój jest dość krytyczny, bo nie lubię prowokacji dla prowokacji, choć nie jest to miejsce, aby się na ten temat rozwodzić. Z drugiej strony Klątwa to ewidentny przykład tego, w jaki sposób teatr bardzo silnie zabiera głos i jaki ma to wydźwięk społeczny, przełożenie na dyskurs publiczny. Kontekst tego typu dzieł też się zmienia z czasem. Na przykład inaczej możemy dyskutować o rzeczywistości z Klątwy w kontekście filmu Sekielskich. To oczywiście przykład, nie mniej jednak to jest żywy dowód na to, jak teatr oddycha w przestrzeni, w jaki sposób teatr ciągle funkcjonuje w sferze społecznej i oddycha razem z ludźmi, co przecież można też powiązać z tą jego społeczną odpowiedzialnością.

Fundacja Prawda Dobro Piękno działa na rzecz kultywowania uniwersalnych wartości prawdy, dobra i piękna w kulturze i sztuce. Definiuje nas cytat z Platona Myśleć to, co prawdziwe, czuć to co piękne i kochać co dobre – w tym cel rozumnego życia. W jaki sposób rozumie pan rolę teatru w wychowaniu widza czy też przekazywaniu tych wartości? Czy w swojej działalności widzi pan odniesienie do nich?

Ja traktuję teatr jako przestrzeń wolności. Nie zamierzam wchodzić w głowy ludzi, którzy mają coś ważnego do przekazania. Jeżeli ich przekaz jest profesjonalny, jeśli twórcy umieją pracować z aktorami, mają rozeznanie w literaturze, starannie przygotowany scenariusz, umieją przekonać do jego istotności, to ich poglądy, wiara mnie nie obchodzą, bo teatr jest przestrzenią wolności. Ja jestem chrześcijaninem, ale nie ma to nic wspólnego z teatrem, któremu szefuję, chyba, że robię własny spektakl, w sposób naturalny mnie jakoś wyrazający.  Jako dyrektor natomiast nie mogę dopuścić do tworzenia czegoś, co jest nieprofesjonalne lub np. sprzeczne z prawem. Jednakże teatr jest instytucją publiczną i, jeżeli artysta będący ateistą czy Muzułmaninem, Żydem, wyznawcą innej religii chce włączyć się w dyskurs, mam obowiązek powiedzieć „proszę bardzo”, bo właśnie co nieustanie powtarzam Teatr jest przestrzenią wolności. Moją odpowiedzialnością jako kierownika instytucji publicznej jest dopuścić do głosu wszystkich, którzy robią teatr w ramach istniejącego prawa i na wysokim poziomie artystycznym. 

A odnosząc się bezpośrednio do samych wspomnianych wartości?

Ta wizja jest bardzo ogólna. Wydaje mi się, że możemy doszukiwać się w niej pewnych sprzeczności. Wyobrażam sobie, że „myśleć to co prawdziwe” może kłócić się z ideałem piękna. Nie zawsze to, co jest prawdziwe, musi być piękne. Teatr ma natomiast naturalnie przeciwdziałać cenzurze.

Czy to nie mieści się właśnie w prawdzie – czy cenzura sama w sobie nie jest fałszem? Czy wolność nie mieści się w pojęciu dobroci, a jej ograniczanie nie jest zasadniczo złe?

Tak, w takim ogólnym pojęciu można to tak określić. Mam problem szczególnie z kategorią piękna, ona jest bardzo niejednoznaczna. W tym, co powszechnie uznaje się za brzydkie też można chyba piękna szukać. W takim głębszym, filozoficznym znaczeniu. Właśnie dlatego ta wizja jest niejednoznaczna i nie należy pozostawiać jej bez komentarza.

Rozmawialiśmy o tym, że kadencja trwa 3 lata. Czy z pana strony po tych dwóch latach jest to moment na pierwsze podsumowania?

Nie wiem, ja nie za bardzo lubię podsumowań. Staram się robić wszystko najlepiej, jak potrafię. Nie mam poczucia, że nie popełniam błędów, ale nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi. Wierzę, że coś dodaję do tego teatru, ale jestem jedną z wielu osób, które do tego teatralnego ogródka wrzucały swoje kamyczki. Na razie podsumowań nie planuję poza tym, że faktycznie większość zaplanowanych w koncepcji programowej punktów udało mi się zrealizować.

Czy zdecydował pan już o ewentualnej kolejnej kadencji?

Nie, nie zdecydowałem, zresztą nie wszystkie decyzje należą do mnie.  

Posted on Lipiec 27, 2019 by witoldkopec

https://kempinsky.pl/prawdadobropiekno.pl/?p=365


#teatr