Sławomir Olejniczak opluty

Sławomir Olejniczak opluty – jak to dramaturg Teatru Polskiego we Wrocławiu został w obrzydliwy sposób opluty przez Piotra Rudzkiego.

Przedwczoraj zamieściłem tu decyzję Komisji Artystycznej 26. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, na podstawie której “Leśni, aporkyf” nie został zakwalifikowany do konkursu i która jest jota w jotę zgodna z opinią Sławomira Olejniczaka, którą wyraził ponad rok temu, kiedy TP chciał zrezygnować tej produkcji. Teatr został wtedy do niej zmuszony przez instrumentalne działania członka zarządu UMWD Michała Bobowca, oraz wściekłe i obrzydliwe działanie Piotra Rudzkiego, naczelnego ideologa teatru mieszkowskiego i podziemnego, który napisał “list”, w którym pod niebiosa wychwala tę rzadką katastrofę zwaną “Leśni, apokryf”, oraz w której Sławomir Olejniczak zostaje przez niego dosłownie opluty w myśl najlepszych UBeckich tradycji.

Zarzuca Rudzki Olejniczakowi paszkwil, brak kompetencji i stronniczość, kiedy to cały jego list jest utrzymany właśnie w tonie paszkwilu, rażącym braku kompetencji (pomijając już brak znajomości interpunkcji, które po prostu “kierownikowi literackiemu” nie przystoi), oraz paskudnym wyciąganiem argumentów, które z istotą sprawy nic nie mają wspólnego

Zwieńczeniem tego obrzydliwego listu, jest rzadkie świństwo, w którym nadideolog zarzuca Sławkowi donos, kiedy to sam Rudzki donosi na Olejniczaka tym listem do Wydziału Kultury UM.

W ten sposób działa i działało podziemie z Rudzkim na czele.

Fuj!

Sławomir Olejniczak opluty

Sławomir Olejniczak opluty

Wrocław, 14 marca 2019 

Piotr Rudzki 
kierownik literacki 

Do

Pana
Kazimierza Budzanowskiego
po. dyrektora
Teatru Polskiego we Wrocławiu

Szanowny Panie Dyrektorze

opinia dramaturga Teatru Polskiego Sławomira Olejniczaka na temat utworu scenicznego napisanego z inspiracji zbiorem tekstów Tadeusza Różewicza (Opadły liście z drzew, Przerwany egzamin, Wycieczka do muzeum, Smierć w starych dekoracjach, Próba rekonstrukcji, Echa leśne, Niepokój, Pięć poematów, Poemat otwarty, Twarz, Duszyczka) przez Agnieszkę Wolny-Hamkało na potrzeby spektaklu w reżyserii Marty Streker jest paszkwilem. O tyle jeszcze paskudnym, mając na uwadze wizerunek Teatru i dobra osobiste obu Artystek, że Sławomir Olejniczak udostępnił go nie tylko członkom Rady Artystycznej, ale osobom spoza niej: Dariuszowi Bereskiemu, Monice Bogacz i Juliuszowi Lichwie. Działając w gruncie rzeczy przeciwko Artystkom i kompromitując Teatr, wysłał go jeszcze do Julii Różewicz i Michała Nowakowskiego, rzecznika prasowego marszałka. Co więcej, oczywiście Krzysztofowi Kopce, odpowiedzialnemu za kształt artystyczny Teatru i członkowi Rady Artystycznej, tej opinii nie przesłał, nie wspominając o obu Artystkach. 

Swój paszkwil Sławomir Olejniczak napisał seksistowskim, patriarchalnym i lekceważącym językiem. Utwór Agnieszki Wolny-Hamkało nazywa najpierw „propozycją niedojrzałą”, następnie waha się, czy określić go „cynicznym nadużyciem”, czy „infantylnym plagiatem”. Nie trzeba dodawać, że jak w klasycznym paszkwilu za tymi określeniami nie idą żadne argumenty. Musimy wierzyć Sławomirowi Olejniczakowi na słowo. On się zna i mówi! 

W na szczęście krótkim paszkwilu Sławomir Olejniczak dał sobie jednak szansę na popisanie się talentem w wymyślaniu fake newsów. O ile wiem, Agnieszka Wolny-Hamkało na zamówienie Krzysztofa Kopki napisała oryginalny utwór sceniczny, więc Sławomir Olejniczak ordynarnie kłamie, pisząc: „Tę samą propozycję scenariusza i realizacji scenicznej, kilka miesięcy temu, pani reżyser złożyła w teatrze w Olsztynie. Tam została ona odrzucona jako gwałt na Różewiczu oraz infantylny 

lagiat (we wszystkich cytatach zachowuję pisownię oryginalną]”. Równie kłamliwe, w odniesieniu do stanu faktycznego, są następne „odkrycia” Sławomira Olejniczaka: „Dodatkowymi argumentami za odrzuceniem były: zmiana uwarunkowań dramatu (wojna jako zabawa a nie dramat ludzki), oraz cyniczna imitacja języka Różewicza, zacierająca granice pomiędzy dziełem oryginalnym a kontrującym komentarzem do treści, idei oraz moralnego znaczenia dzieła oryginalnego”. Skąd swą wiedzę zaczerpnął Sławomir Olejniczak, tego nie podaje. Znowu musimy mu uwierzyć na słowo. Przypuszczam, że to kolejny fake news. Kto znający choć trochę praktykę teatru odważyłby się oceniać wydźwięk ideowy czy moralny nieistniejącego dzieła teatralnego? Można wymienić cały zestaw osób, które nie widziały, a oceniły. Jednak Sławomir Olejniczak jest absolutnym nowatorem: poddaje ocenie spektakl, o którym sam pisze, że nie powstał! Mistrzostwo świata. Albo prosta ignorancja i brak kwalifikacji. 

Jedyne ,,merytoryczne” argumenty przedstawione przez Sławomira Olejniczaka rażą swoją banalnością i głupotą, podkreślam: to argumenty są głupie. Ale do rzeczy, o ,,infantylnym plagiacie” popełnionym przez Agnieszkę Wolny-Hamkało mają świadczyć takie ,,dowody”: 

1. „Scenariusz składa się z 10 obrazów – tak jak /Do piachu” – grzmi Sławomir Olejniczak. Idąc jego tropem myślenia, trzeba by Tadeuszowi Różewiczowi zarzucić splagiatowanie Dekalogu, bo ten też zawiera 10 obrazów.

2. „Obraz 8 nazywa się Msza – tak jak /Do piachu” – odkrywa Sławomir Olejniczak. Wszyscy pamiętamy, że oddziały partyzanckie w latach okupacji Polski składały się z ortodoksyjnych wyznawców islamu. Więc ewentualna msza była takim ewenementem, iż Tadeusz Różewicz zyskał do wykorzystania jej obrazu na scenie wieczne prawo autorskie.

3. „Obraz 10 nazywa się Egzekucja – tak jak /Do piachu” – piętnuje Sławomir Olejniczak. Ponieważ w oddziałach partyzanckich znaleźli się tylko miłujący pokój pacyfiści, więc Tadeusz Różewicz zyskał także do wykorzystania obrazu egzekucji na scenie wieczne prawo autorskie.

4. ,,/Postaci scenariusza noszą identyczne jak w oryginale imiona: /Sfinks, Ułan, Komendant, Kwiatek./ O ile imiona /Ułan i Komendant/ można uznać (przy maksimum dobrej woli), za niecharakterystyczne, to imiona /Sfinks i Kwiatek/ z całą pewnością są zbieżnością zamierzoną”. Po pierwsze, to nie imiona tylko partyzanckie pseudonimy. Po drugie, Sławomir Olejniczak nie tłumaczy, na czym miałaby polegać sprzeczność między byciem imieniem „niecharakterystycznym”, a „zbieżnością zamierzoną”, co sugeruje konstrukcja jego zdania. Gdyby podążyć za jakąś logiką sugerowaną przez Sławomira Olejniczaka, trzeba bez żadnej wątpliwości uznać pseudonimy Sfinks i Kwiatek za „niecharakterystyczne” właśnie. A w ogóle, jestem przekonany, że Agnieszka Wolny-Hamkało z całą premedytacją, na jaką było ją tylko stać, wszystkie pseudonimy bohaterów swojego utworu scenicznego wybrała na drodze „zbieżności zamierzonej”. O tym niżej. 

Ironia trochę nie przystaje do obiektywnej oceny, ale traktuję ją jako figurę, która pozwala jakoś poradzić sobie z faktem, iż dramaturgiem największego teatru na Dolnym Śląsku jest osoba charakteryzująca się takim brakiem kompetencji, jak Sławomir Olejniczak. Jestem przekonany, że nie a czym polega rola dramaturga konkretnego spektaklu czy instytucji jako takiej. Do dziś ukazało się wiele artykułów i monograficznych numerów pism specjalistycznych w Polsce, nie wspominając o tekstach niemieckich czy angielskich, że można przy naprawdę niewielkim wysiłku taką wiedzę przyswoić. Sławomir Olejniczak z pewnością nie wie, że nasz Teatr jako jedyny w Polsce zatrudniał dwoje dramaturgów: kiedy i kto to był, można łatwo sprawdzić. O braku podwójnym czy potrójnym kompetencji praktycznych Sławomira Olejniczaka zaświadczają już podane argumenty. Czy dramaturg Teatru Polskiego zakłada, że tytuły poszczególnych scen z utworu Agnieszki Wolny Hamkało będą wyświetlane nad czy obok sceny? A może jakiś narrator będzie je dla Publiczności wygłaszał? 

Zresztą, jak pamiętamy, Sławomir Olejniczak od 1 września 2016 roku pełnił niezbyt skutecznie, myśląc tylko i wyłącznie o efektach ekonomicznych, funkcję kierownika działu marketingu i promocji. Fakty: przychody ze sprzedaży biletów spadły w roku 2017 niemal o połowę w porównaniu do roku 2016 (odpowiednio 2150483,11 zł do 1273796,39 zł). Czyli kiedy nie sprawdził się na „odcinku: marketing i promocja”, przeszedł od roku 2018 na nowy „odcinek: dramaturg i kierownik działu literackiego”. Bez żadnego doświadczenia zarówno w kierowaniu działem literackim, jak i w pełnieniu funkcji dramaturga. 

W ciągu tych niemal 3 lat pracy w Teatrze Sławomir Olejniczak nie zapoznał się ze środowiskiem artystycznym, w tym teatralnym we Wrocławiu. Swiadczy o tym jego haniebny stosunek do Agnieszki Wolny-Hamkało – uznanej, docenionej, nagradzanej i świetnie piszącej Artystki. W swym paszkwilu, by ostatni raz do niego wrócić, Sławomir Olejniczak buduje z gruntu fałszywe przeciwstawienie między „arcydramatem” Tadeusza Różewicza a ,,infantylnym plagiatem” Agnieszki Wolny-Hamkało, w której utworze Sławomir Olejniczak znajduje ,,zaskakujące podobieństwa do jednej z najbardziej przejmujących wypowiedzi antywojennych w historii dramatu światowego”. Nie przypuszczam, żeby to była prawdziwa opinia o dramacie Tadeusza Różewicza. Sławomir Olejniczak – jak na paszkwil przystało – dyskredytuje, jak tylko potrafi, obie Artystki. 

Gdybyż Sławomir Olejniczak przeczytał cały utwór sceniczny Agnieszki Wolny-Hamkało, a nie zatrzymał się na spisie postaci i tytułach scen, zauważyłby, iż Autorka wprowadza kolejny poziom do partyzanckiej opowieści. Poziom metateatralny. Dzisiaj Artystki i Artyści, dla których doświadczenie 1939–1945 jest tylko opowieścią, a nie realnym przeżyciem, budują rodzaj filtru w sztuce, odnosząc się do tamtych doświadczeń. Ale niech sobie Sławomir Olejniczak znajdzie na to przykłady. 

Gdybyż Sławomir Olejniczak przeczytał albo przypomniał sobie utwory Tadeusza Różewicza, których tytuły pomieścił w swoim paszkwilu, odkryłby albo przypomniałby sobie, że Poeta, jak wielu przed nim i po nim, wracał do określonych tematów, postaci, sytuacji w różnych rodzajach swej twórczości. Osobista trauma związana z udziałem w partyzantce Satyra, wracała w wielu uprawianych przez niego formach artystycznych. Ale to, zdają się już wiedzieć, uczniowie szkoły średniej, ale nie Sławomir Olejniczak. 

I ostatnie dwie rzeczy: bezpardonowy atak Sławomira Olejniczaka na obie wrocławskie Artystki do złudzenia przypomina ataki, których doświadczył sam Tadeusz Różewicz po premierach: Kartoteki, Białego małżeństwa i Do piachu. Tadeusza Różewicza przez długie lata łączyła prawdziwa więź z Teatrem Polskim we Wrocławiu. To tutaj powstawała na żywo z udziałem publiczności Kartoteka rozrzucona z jego stałą obecnością, by przypomnieć tylko to bardzo przecież odważne, awangardowe czy dzisiejszym językiem – postdramatyczne i performatywne wydarzenie. Jednak ostatnią premierą Różewiczowską zrealizowaną w Polskim był spektakl Jerzego Grzegorzewskiego Złowiony z roku 1993, potem jeszcze jego frazy pojawiły się w trzeciej części Improwizacji Wrocławskich Andrzeja Wajdy (1996). A następnie pustka. 

Tak więc inicjatywa Krzysztofa Kopki, by przypomnieć wrocławskiej Publiczności jej Poetę, nawiązuje do bardzo dobrej tradycji Teatru. Wszyscy, a szczególnie dramaturg, powinni ją maksymalnie chronić, a nie atakować publicznie ogłaszanymi paszkwilami, uderzającymi równocześnie w Teatr. 

Z poważaniem, 
Piotr Rudzki

Do wiadomości: Pani Agnieszka Dziedzic, dyrektora Wydziału Kultury UMWD.