Wodzińskiego teatr nieudany
Wodzińskiego teatr nieudany – to artykuł Jarka Jakubowskiego pt. “Teatr na wojnie: o nieudanej dyrekturze pana Wodzińskiego w Bydgoszczy.
Zgadzam się z Jarkiem w pełni z tym opisem dyrektury p. Wodzińskiego. Dodam tylko, że poprzedni okres imćpana Łysaka, spod chorągwi spółdzielni teatralnej, też nie zaliczałbym do udanych. To, że miał on poparcie opiniotwórczych mediów, nie czyni akurat ani z niego, ani z jego teatru czegoś godnego uwagi. Jest to ten sam rodzaj hucpy teatralnej zwanej szumnie “nowym teatrem”, który odstrasza widzów, a ogłaszany jest wybitnym jedynie przez kumoterskie media.
Teatr na wojnie
Teatralną przygodę Pawła Wodzińskiego z Bydgoszczą należy uznać za – delikatnie mówiąc – średnio udaną. Co poszło nie tak?
Wobec upływającego 24 lutego terminu zgłaszania ofert w konkursie na dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy warto pokusić się o małe podsumowanie kadencji dotychczasowego kierownictwa placówki.
Paweł Wodziński przyszedł do Bydgoszczy w aurze „namaszczonego” przez swego poprzednika – Pawła Łysaka, z którym wcześniej często współpracował. Jednak od początku dało się odczuć, że nowy dyrektor chce za wszelką cenę zaznaczyć własną odrębność. To naturalne i z ciekawością czekaliśmy na efekty. Wodziński ze swoim zastępcą Bartoszem Frąckowiakiem postawili na teatr zaangażowany, ale inaczej niż u Łysaka – zaangażowany nie lokalnie, lecz globalnie. Na dalszy plan zeszły tematy bydgoskie, Teatr Polski radykalnie zerwał dotychczasowe przymierze z publicznością. W zamian zaoferował namysł nad ważnymi problemami współczesnego świata takimi, jak choćby tożsamość etniczna („Romville”), wyzysk kolonialny („Murzyni”), waśnie narodowościowe („Swarka”), lecz nade wszystko – napięcie między tradycją a modernizacją. Ten wątek pojawia się niemal we wszystkich spektaklach za kadencji dyrektora Wodzińskiego.
Już tylko ten pobieżny przegląd zagadnień wskazuje na to, że mamy do czynienia z lewicową wizją świata, przy czym ton przedstawień zdaje się radykalizować. Ze sceny padają mocne, a często pogardliwe określenia pod adresem Kościoła (że przypomnę choćby „błyszczącą szopę ze strachem na wróble” ze spektaklu „Komuna Paryska”), pojawiają się też nie liczące się z wrażliwością osób wierzących sceny, jak np. rzucanie kamieniami w wizerunek Chrystusa w „Samuelu Zborowskim”. Wkrótce kolejna premiera, zapowiadana jako rodzaj odpowiedzi na rzekome „kazania nienawiści” bydgoskiego kapłana… Język rodem z felietonów Jana Rema, czyli Jerzego Urbana, prawda?
Widowiska nie bronią się na ogół swoją jakością artystyczną. Brakuje dobrej dramaturgii, konstrukcji postaci, nakreślenia osi konfliktu – tego wszystkiego, po co ludzie przychodzą do teatru. W zamian są podlane ideologicznym sosikiem postdramatyczne referaty. Porównując to z poprzednią dyrekturą można odnieść wrażenie, że pozycja Teatru Polskiego w Bydgoszczy osłabła, a zainteresowanie warszawskich recenzentów Łysak zabrał ze sobą… Wodziński może liczyć na niezawodną klakę lokalnych redakcji powiązanych z teatrem patronatami bądź instytucjonalnie, jak Bydgoski Informator Kulturalny, podlegający tak jak teatr ratuszowi. Nie zmienia to faktu, że nie mamy już w Bydgoszczy sceny obserwowanej przez całą teatralną Polskę. Wpłynęło na to również obniżenie rangi Festiwalu Prapremier, który z prestiżowego konkursu zmienił się w jeszcze jeden przegląd form małych i dużych… Najwięcej o Prapremierach pisało się ostatnio z powodów pozaartystycznych, to znaczy po kolejnym wybryku obyczajowym pewnego grafomana teatralnego…
Gdybym miał najkrócej scharakteryzować teatr Wodzińskiego-Frąckowiaka, to powiedziałbym, że jest to teatr na wojnie. Wojnie kulturowej o „nowego człowieka” i „nowy wspaniały świat”. Doceniam rewolucyjny zapał, jednak jako twórca teatralny i nade wszystko jako człowiek kochający teatr oczekiwałbym od jedynej sceny zawodowej w mieście większego otwarcia, większej różnorodności, większego zrozumienia dla wrażliwości widza innego niż stały czytelnik „Krytyki Politycznej”. Nie wnikam w statystyki, tymi można dowolnie żonglować, ale mój nos podpowiada mi, że obecna polityka kierownictwa TPB prowadzi do zawężenia grona odbiorców. A przecież nie o to chodzi.
W repertuarze ze świecą szukać wielkiej literatury, polskiej dramaturgii współczesnej. Dramaturgii, a nie publicystyki. Prowadząc wojnę za pomocą tak subtelnego narzędzia, jakim jest teatr, należy pamiętać o jednym: robi się przy tym krzywdę samemu teatrowi.
Jarosław Jakubowski
https://kempinsky.pl/tygodnikbydgoski.pl/felietony/teatr-na-wojnie
#teatr