Konkursy są dla koni

Konkursy są dla koni to wywiad, którego udzieliłem niedawno pismu “Qulturalne”, w którym mówię m.in. o tym, że konkursy są dla koni, a nie dla artystów.

 

Konkursy są dla koni

Konkursy są dla koniMirosław Badura – Panie Grzegorzu zanim przybliżymy w większym stopniu Pana osobę mieszkańcom Świętochłowic, proszę zdradzić kulisy pojawienia się Pana w naszym mieście…

Prezydent Świętochłowic Dawid Kostempski już od dawna chciał dać mieszkańcom miasta własny teatr. Nasze drogi skrzyżowały się prywatnie i pani Agnieszka Kostempska – dobry duch tego projektu, przekonywała mnie, że w Świętochłowicach jest ogromny głód kultury wysokiej. Ja byłem, przyznaje sceptycznie do tego nastawiony i letni przegląd teatralny Lato mostOFF był swoistym balonem próbnym, żeby zobaczyć, jak to rzeczywiście wygląda. MostOFF przerósł nasze najśmielsze oczekiwania i stał się ogromnym sukcesem. W takiej sytuacji kontynuacja była czymś oczywistym.

MB – Pana młodość związana jest ze Szwecją, doskonale włada pan szwedzkim, przetłumaczył Pan kilka  szwedzkich sztuk (m.in. „Panna Julia” Augusta Strindberga). W Sztokholmie rozpoczął również Pan studia na wydziale filmoznawstwa. Skąd właśnie Szwecja w Pana życiu…

To akurat przypadek – moja mama wyszła za Szweda polskiego pochodzenia i kiedy miałem 9 lat wyemigrowaliśmy do Szwecji

MB – Ma Pan za sobą przygodę z filmem i telewizją, również teatrem tv. Był Pan scenarzystą i reżyserem kilku produkcji, m.in. serialu „Zostać miss”. Porzucił jednak Pan to wszystko dla „żywego” teatru…

Tak to prawda – miałem długi romans z telewizją komercyjną, który, nie ukrywam, był bardzo lukratywny z finansowego punktu widzenia, ale duchowo miałem w pewnym momencie poczucie, że jeżeli dalej mam to robić to muszę sobie zrobić silikonowy implant mózgu i postanowiłem odejść do teatru, w którym spełniam się jako artysta.

MB – Jako reżyser teatralny otrzymał Pan kilkakrotnie nagrodę Złotej Maski. Pierwsza była za reżyserowany w Teatrze Śląskim w Katowicach spektakle „Oskar i Pani Róża” oraz„Push Up 1-3 – Ostatnie Piętro”(2006), kolejne za „Sinobrodego – nadzieję kobiet” i „Boga” (2008) oraz za „Łysą śpiewaczkę” (2010). Która jest najcenniejsza? Znaczy dla Pana najwięcej?

Jestem oczywiście bardzo wdzięczny za te nagrody, ale mam równocześnie przekonanie, że konkursy są dla koni, a nie dla artystów. Dla mnie największą nagrodą są widzowie, którzy po moim spektaklu wychodzą z teatru z uśmiechem na ustach, albo ze łzami w oczach.

s_09-listopadMB – Kiedyś wypowiedział się Pan „Twórca nie powinien się bać. A już na pewno nie powinien się bać śmieszności czy nowych wyzwań.” – proszę o komentarz do tych słów. Wspomnienie jakiego wykonanego w życiu kroku, wyreżyserowanego spektaklu, wywołuje u Pana delikatny uśmiech?…

Wszystkie moje przedstawienia to moje dzieci i trudno powiedzieć, które kocha się najbardziej, ale na pewno decyzja o odejściu z komercyjnej telewizji jest czymś z czego jestem dumny. Tak samo moja decyzja, żeby odejść z instytucjonalnego teatru i zająć się offem, który daje niesamowitą wolność napawa mnie zadowoleniem.

MB – Od kilku lat wpisuje Pan w swoje cv hasło „dyrektor artystyczny” (m.in. Teatru Żelaznego w Katowicach, Teatru Remont w Gliwicach, Teatru Kontrabanda w Krakowie ), czy to oznacza, że zrezygnował Pan z „reżyserki”?

W żadnym wypadku. Te funkcje akurat daje się bez problemu godzić. Ja nadal reżyseruje, tylko może trochę rzadziej. Akurat w ten piątek mam premierę Teatru Remont w Gliwicach.

MB – Pojawił się Pan w Świętochłowicach wraz z projektem „Lato mostOFF” współrealizowanym z Teatrem Żelaznym? Teraz jest Pan dyrektorem artystycznym projektu Teatr ŚwiętochłOFFice.  Część wspólna – OFF… czy Pana zdaniem społeczność Świętochłowic jest przygotowana na teatr awangardowy, alternatywny, poszukujący nowych środków wyrazu, czyli po prostu offowy…

Nie pojmuję  offu w ten sposób. Moim zdaniem teatry instytucjonalne kompletnie nie nadążają za zmianami w społeczeństwie i nie spełniają w nim roli, jaką powinny. Albo skostniały i grają głównie farsy, albo są miejscem eksperymentów, które w ogóle nie interesują normalnego widza. Moim zdaniem to właśnie na offie dzieje się najwięcej ciekawych rzeczy, ponieważ jest on zazwyczaj tworzony przez ludzi, którzy nie są tam dla intratnej posadki, lecz którzy mają w sobie prawdziwą pasję teatralną.

MB – Panie Grzegorzu doskonale porusza się Pan we współczesnych mediach, również internetowych mediach społecznościowych – prowadzi Pan autorskiego bloga, korzysta  w celach zawodowych z facebook’a, jednak użył Pan sformułowania „Facebook jest ściekiem”. Czy warto się w nim zanurzać?

Niestety moim zdaniem tak jest. Żeby być dokładnym powiedziałem, że “Facebook STAŁ się ściekiem” Na początku było tam wiele fajnych informacji. Teraz trzeba bardzo się natrudzić, żeby znaleźć coś wartościowego. Nie można jednak udawać, że Facebooka nie ma. On jest.I jest na nim mnóstwo ludzi. Dlatego prowadzę kilka stron na FB, starając się, żeby od tego ścieku wyróżniały się in plus.

MB – I na koniec… Na jaki spektakl, chciałby Pan szczególnie zaprosić w listopadzie?

Na wszystkie!!! Do Teatru ŚwiętochłOFFice przychodzi się nie tylko na dany spektakl. Do Teatru ŚwiętochłOFFice przychodzi się, żeby wziąć udział w zjawisku jakim on jest, żeby stać się częścią pewnej wspólnoty, przeżyć coś wyjątkowego i podzielić się tym z innymi. Dlatego często jest tak, że ludzie, którzy widzieli już gdzieś jakiś tytuł i tak przychodzą do nas, żeby zobaczyć go jeszcze raz u nas, bo atmosfera w Teatrze ŚwiętochłOFFice jest niepowtarzalna. Wyrzucajcie więc telewizory przez okno i chodźcie do teatru!!!

https://kempinsky.pl/issuu.com/meaorbis/docs/qulturalne_2016_


#teatrswietochloffice